Pozostając w tematyce lipca dziś chciałabym Wam pokazać moich ubiegłomiesięcznych ulubieńców. Zanim jednak przejdę do tematu, chciałabym Wam bardzo serdecznie podziękować za Waszą obecność na blogu - liczba wyświetleń ostatniego posta była dla mnie wielkim zaskoczeniem. Jeżeli macie chęć, zapraszam Was do komentowania oraz śledzenia strony. Sprawiacie mi tak wiele radości !
Lipcowe upały dały mi się mocno we znaki. Moja skóra radziła sobie z nimi średnio, w związku z czym moja lipcowa pielęgnacja polegała przede wszystkim na nawadnianiu i nawilżaniu mocno wysuszonej słońcem skóry. Natomiast jeśli chodzi o makijaż, postawiłam na zmatowienie cery i kolorowe barwy na ustach.
The Body Shop, Wild Argan Oil Masełko do ciała - trafiło do mnie jako nagroda w konkursie organizowanym przez TBS na facebooku. Ujęło mnie cudownym zapachem, mocno zbitą i konkretną konsystencją oraz fantastycznym działaniem. Oparte na maśle shea i maśle kakaowym wspaniale i długotrwale nawilża, pozostawia skórę gładką, miękką i pachnącą. Totalnie się zauroczyłam ! Seria Wild Argan Oil dostępna jest od 8 sierpnia w sklepach The Body Shop.
Na pełną recenzję zapraszam tutaj : KLIK
Swojej lipcowej pielęgnacji nie wyobrażam sobie również bez duetu polskiej marki Dermedic, a mianowicie : Płynu micelarnego oraz Maski nawadniającej z serii Hydrain3 Hialuro przeznaczonej do skóry bardzo suchej i odwodnionej.
Micel bardzo fajnie oczyszcza, a przy tym jest nieziemsko delikatny dla skóry. Pozostawia skórę mięciutką, nawilżoną i pozbawioną zanieczyszczeń. Maska z kolei głęboko nawilża, a w zasadzie nawadnia nawet bardzo suchą cerę. Duet wspaniale łagodzi podrażnienia posłoneczne i przywraca skórze właściwy poziom nawilżenia. Oba mają piękny, delikatny zapach.
Na pełne recenzje zapraszam tu : płyn micelarny , maska.
Kasztanowy żel do nóg Ziaja okazał się wybawcą dla moich opuchniętych stóp. Jeżeli borykacie się z takim problemem podczas upałów, warto sięgnąć po specjalne żele, które uspokoją stopę. W moim przypadku najskuteczniejsza okazała się właśnie Ziaja. Żel kosztuje niewiele, a daje duże ukojenie, nawilżenie i odświeżenie. Towarzyszył mi w podróżach i był stałym elementem w mojej lipcowej kosmetyczce.
Pat&Rub, Relaksujący balsam do rąk - wiecie jak pachnie trawa cytrynowa połączona z kokosem? Jeśli nie, koniecznie powąchajcie ten balsam ! Jest to mój absolutny hit. Uwiódł mnie nie tylko swoim zapachem, ale w szczególności składem i działaniem. Bogactwo olejków, prawdziwe i długotrawałe nawilżenie oraz ładniejsze i silniejsze paznokcie. Przyznaję - jestem uzależniona.
Pełna recenzja : KLIK
Inglot, Matujący puder transparentny - Pisałam o nim już rok temu, piszę o nim również teraz. Dlaczego? Bo nie wyobrażam sobie wakacyjnego makijażu bez niego. Na co dzień mam dosyć suchą skórę, która w czasie upałów nagle płata mi figla i wydziela mnóstwo sebum. Inglot gwarantuje mi szybkie i wygodne zmatowienie. Puder jest malutki, więc bez problemu mieści się w kosmetyczce i torebce. W środku znaleźć możemy małą poduszeczkę, przy pomocy której aplikujemy produkt na twarz. Mat jest bardzo fajny, długotrwały - słowem : mój must have !
Na pełną recenzję zapraszam tutaj : KLIK
W związku z tym, że nie mam zdolności manualnych, a cienie w moich rękach stanowią poważne zagrożenie (dla mnie i dla doznań estetycznych otoczenia), główny nacisk stawiam na usta. Oprócz koloru, nie mogłam zapomnieć oczywiście o pielęgnacji. W tej roli świetnie sprawdziła się Aloesowy balsam do ust Coloris, Laura Conti. Świetnie i długotrwale nawilża, sprawdza się również jako baza pod pomadkę. Moje usta bardzo go polubiły - są mięciutkie, gładkie, zrelaksowane i gotowe na nałożenie koloru.
W lipcu kładłam nacisk na dziewczęce i intensywne kolory. Jeśli chodzi o ciepłe barwy, najczęściej sięgałam po szminkę Astor Soft Sensation o numerze 111. Intensywna, truskawkowa czerwień pięknie prezentowała się na ustach nie narażając mnie na dyskomfort myślowy typu : czy przypadkiem się nie zrolowała, czy nie mam białych plamek na ustach, czy nie wyglądam jak dziwoląg?
Recenzja : KLIK
Z kolei jeśli chodzi o zimne barwy, najczęściej stosowałam Babylips od Maybelline w słodko różowym odcieniu Pink Punch. Jest to bardzo dobrze napigmentowana pomadka ochronna, która oprócz tego, że nadaje ustom naprawdę uroczy kolor, to w dodatku pielęgnuje. Myślę, że zasługuje na odrębną recenzję, dlatego dziś jedynie Wam ją wizualnie zaprezentuję. Jeśli nie znacie Babylips, zapraszam do obserwowania bloga. Recenzja na pewno się pojawi :)
Znacie któryś z produktów?
Jacy są Wasi lipcowi ulubieńcy?
o. dużo ciekawych produktów
OdpowiedzUsuń:)
UsuńJestem bardzo ciekawa maski nawadniającej Dermedic :) Mam z tej serii serum i jestem z niego bardzo zadowolona.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, A
Naprawdę warto ją mieć :)
UsuńNic z tego nie miałam :)
OdpowiedzUsuńMasełko tbs tez mam ;)
OdpowiedzUsuńJa się chyba uzależniłam od jego zapachu !
Usuń