sobota, 27 grudnia 2014

Natura Siberica, Rokitnikowa odżywka do włosów suchych i zniszczonych - czy warto ją mieć?


Co jakiś czas zdarza mi się uzupełnić mój kosmetyczny włosowy zbiorek o produkty pochodzenia rosyjskiego. Muszę przyznać, że jeszcze ani razu się nie rozczarowałam! To, co mnie w nich urzeka, to w szczególności bardzo dobre składy, inwestowanie w substancje naturalne i organiczne, rezygnacja ze składników drażniących oraz naprawdę przystępne ceny. Dziś chciałabym Wam pokazać stosunkową nowość, która na wizażu nie ma jeszcze zbyt wielu recenzji - Rokitnikową odżywkę do włosów suchych i zniszczonych Intensywne nawilżenie. Jeśli jesteście ciekawe jak się sprawdziła i co w sobie kryje, zapraszam Was do lektury :)



Działanie: zatrzymuje wilgoć głęboko w strukturze włosów, sprawia, że włosy stają się elastyczne i bardziej posłuszne, zmniejsza łamliwość włosów, ułatwia rozczesywanie.

Składniki aktywne: organiczny olejek z ałtajskiego rokitnika, organiczny marokański olejek arganowy, organiczny olejek cedrowy, organiczny olejek z zarodków pszenicy, miodunka i witaminy A, B5, E, C.

Odżywka wnika głęboko we włosy intensywnie je nawilżając i odżywiając, chroni przed szkodliwym wpływem temperatury podczas stylizacji.
Wchodzące w skład odżywki witaminy i aminokwasy odżywiają i nawilżają włosy sprawiając, że stają się one bardziej gładkie, sprężyste i łatwiejsze w modelowaniu.
Olejek z rokitnika ałtajskiego i makadamii sprzyjają powstawaniu keratyny zapewniając włosom wytrzymałość i połysk.
Róża arktyczna i olejek z nasion białego lnu syberyjskiego zatrzymują wilgoć głęboko w strukturze włosów.




Aqua, Cetearyl Alcohol, Cyclopentasiloxane,Behentrimonium Chloride, Dimethiconol, Dimethicone Crosspolymer, Panthenol, Cetrimonium Chloride, Glyceryl Stearate, Lauryl Glucoside, Hippophae Rhamnoides Fruit Oil*, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Pinus Sibirica Seed Oil*, Triticum Vulgare (Wheat) Germ Oil,  Anemonoides Altaica Extract*, Cetraria Nivalis Extract*, Pinus Pumila Needle Extract*, Pulmonaria Officinalis Extract, Hydrolyzed Wheat Protein, Sodium PCA, Sodium Lactate, Arginine, Aspartic Acid, PCA, Glycine, Alanine, Serine, Valine, Proline, Threonine, Isoleucine, Histidine, Phenylalanine, Retinyl Palmitate, Sodium Ascrobyl Phosphate, Tocopherol, Biotin, Folic Acid, Cyanocobalamin, Niacinamide, Pantothenic Acid, Pyridoxine, Riboflavin, Thiamine, Yeast Polypeptides, Hippophae Rhamnoidesamidopropyl Betaine, Pineamidopropyl Betaine, Glycerin, Cetrimonium Bromide, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Dehydroacetic Acid, Sodium Benzoate, Citric Acid, Parfum, Cl 19140, Cl 15985.
* Składniki organiczne.

Dokonując analizy tego długaśnego składu można zauważyć 3 rzeczy: jest tam mnóstwo emolientów oraz substancji nawilżających, odżywka bogata jest w oleje organiczne, a po trzecie na palcach jednej ręki można policzyć substancje, które mogą być nieco drażniące - reszta jest jak najbardziej bezpieczna. Według mnie jest to skład na 5+ !




Odżywka zamknięta jest w uroczej butelce o pojemności 400 ml. Szata graficzna bardzo przypadła mi do gustu - nie miałam jeszcze w swojej kolekcji takiej butelki :) Niestety z jej poręcznością nie jest już tak cudownie. Mimo iż sam pomysł na otworek jest jak najbardziej trafny (dzięki zamknięciu typu press bardzo łatwo jest otworzyć i zamknąć butelkę, nie trzeba nic kręcić, a ryzyko wylania się odżywki np. w podróży jest w zasadzie zerowe), aby wydobyć produkt ze środka najlepiej jest położyć butelkę na płasko i naciskać na opakowanie całą dłonią. 

Odżywka ma specyficzny, niepowtarzalny zapach. Wydaje mi się, że tak może pachnieć rokitnik, ale nie dam sobie uciąć ręki :) Mimo wszystko pachnie całkiem naturalnie, absolutnie nie ma tu żadnej ziołowej nuty - wręcz przeciwnie całość jest dosyć słodka, ale nie mdła. Zapach subtelnie utrzymuje się na włosach. 




Jak możecie zobaczyć na zdjęciu niżej, odżywka ma gęstą i zbitą konsystencję koloru pomarańczowego. Bardzo łatwo aplikuje się na włosy, świetnie rozprowadza i nie spływa. Producent zaleca nakładać ją jedynie na 2-3 minuty, jednak moim zdaniem jest to o wiele za mało. W moim przypadku po tak krótkim czasie odżywka w ogóle nie zdążyła zadziałać, a włosy wyglądały jakbym niczego na nie nie kładła. Aplikowana na 10 - 30 min działa natomiast cuda :)

Od bardzo dawna nie spotkałam się z tak dobrym produktem. W zasadzie od pierwszego użycia (z dłuższym czasem trzymania na głowie) odżywka zaskoczyła mnie swoim nawilżającym działaniem. Kosmki wyglądają dzięki niej na odżywione i zdrowe, a w dodatku brak jest tutaj charakterystycznego dla produktów nawilżających obciążenia włosów. W związku z tym, że nie jest to odżywka z gatunku śliskich, rozczesanie włosów po  myciu nie jest tak banalnie proste. Jednakże wygląd włosów tuż po wyschnięciu rekompensuje tą drobną niedogodność - są mięciutkie, nawilżone, bardzo miłe w dotyku i po prostu wyglądają ładnie. 




400 ml odżywki kosztuje od 20 do 25 zł. Możecie dostać ją w szczególności w sklepach zielarskich, eko sklepach oraz w internecie. Produkt jest bardzo wydajny, wystarczy naprawdę niewielka ilość odżywki, aby włoski były odżywione (chociaż moje wolą większą ilość - dobrego nigdy za wiele ;)). Jeżeli jesteście zainteresowane serią rokitnikową, to na rynku są do wyboru również następujące wersje: odżywka z efektem laminowania, maksymalna objętość, a także głębokie oczyszczanie i pielęgnacja. 


Dajcie znać czy stosujecie rosyjskie kosmetyki do włosów!
Jestem ciekawa, jakie należą do grona Waszych ulebieńców.
A może stosowałyście serię rokitnikową?





środa, 3 grudnia 2014

Żel aloesowy. Must have w pielęgnacji ciała?



Moja przygoda z aloesem zaczęła się już jakiś czas temu, gdy zmagałam się z problemami żołądkowymi. To właśnie wtedy zaczęłam popijać sok z tej roślinki, a w miarę upływu czasu zauważyłam, że mój zbuntowany brzuch robi się bardziej spokojny. Jako że butelka była znacznych rozmiarów, postanowiłam wykorzystać go również do pielęgnacji włosów i twarzy. W ruch poszła więc gaza, a płukanka aloesowa towarzyszyła mi co najmniej raz w tygodniu. Potem pojawiły się drogeryjne i apteczne maski aloesowe. W tym samym czasie moja sucha skóra zaczęła dawać się we znaki. Ze względu na to, że dobór odpowiedniego kremu jest dla mnie niezwykle problematyczny z powodu bardzo dużej skłonności do zapychania, zdecydowałam się włączyć do mojej pielęgnacji twarzy, a potem również i ciała, żel aloesowy. Zapewne każda z Was czytała już jakiś post poświęcony temu produktowi, ale jeśli jeszcze się nie zdecydowałyście na zakup, to mam nadzieję, że Was zachęcę! :)

Aloes zwyczajny, tj aloe vera, zwany również aloesem barbadoskim to całkiem ładna roślinka pochodząca z terenów Afryki oraz Azji Mniejszej, który możemy również uprawiać we własnym domu jako kwiatek doniczkowy. Mimo iż wygląda naprawdę niepozornie kryje w sobie aż 140 biologicznie czynnych składników! Właśnie dlatego uzyskał miano rośliny typowo leczniczej.

W moje ręce wpadł żel aloesowy marki Altermedica - bodajże najłatwiej dostępny żel aloesowy (widziałam go naprawdę w wielu aptekach). 

Skład: Aqua, (modyfikowany roztwór leczniczej wody: wodorowęglanowo-chlorkowo-sodowej-bromkowo-jodkowo-borowej z Uzdrowiska Rabka S.A), Aloe Vera (Aloe Barbadiensis) Extract, Propylene Glycol, Gliceryne, D-Panthenol, Triethanoloamine, Allantoin, Polisorbate-20, DMDM Hydantoin. 




Żele aloesowe sprawdzają się fenomenalnie w pielęgnacji skóry suchej, trądzikowej oraz skłonnej do zapychania. Dzięki temu, że są niezwykle lekkie i błyskawicznie się wchłaniają do matu, zdecydowanie nadają się pod makijaż. Osobiście stosuję go rano, tuż po przetarciu skóry twarzy płynem micelarnym. Następnie, gdy żel już wsiąknie, aplikuję na skórę krem nawilżający Make Me Bio. Natomiast gdy wrócę już do domu i nie planuję nigdzie wychodzić, zmywam makijaż i znów nakładam żel aloesowy. Co zauważyłam?

  • żel nawilża, regeneruje i uspokaja podrażnioną zimnym wiatrem i ogrzewaniem skórę
  • łagodzi stany zapalne i przyczynia się do ich szybszego gojenia
  • wszelkie przebarwienia po krostkach zaczęły szybciej znikać
  • skóra ma bardziej jednolity koloryt
  • swędzenie i napięcie przesuszonej skóry nie jest już tak dokuczliwe




Żel aloesowy działa fantastycznie nie tylko na skórę twarzy. W przypadku przesuszonego skalpu oraz włosów, warto spróbować kuracji aloesowej, aby odżywić i uspokoić nieco skórę głowy - myślę, że najlepiej sprawdzi się to zimą, gdy jesteśmy najbardziej narażone na działanie czynników wysuszających. Oprócz tego żel stał się moim wybawieniem podczas depilacji, w szczególności okolic bikini. Zaaplikowany tuż po depilacji, sprawia, że będące moją zmorą czerwone krostki nie dokuczają aż tak bardzo. Co jeszcze?

  • warto stosować żel w przypadku AZS, zwłaszcza zimą, gdy problem się nasila
  • łagodzi ukąszenia owadów, a także pomaga w reakcjach alergicznych skóry
  • latem łagodzi poparzenia słoneczne
  • przyspiesza znikanie stłuczeń i obtarć naskórka

Mimo tak fantastycznego działania, musimy pamiętać, że sam żel cudów nie uczyni. Chociaż stanowi bardzo fajną nawilżającą bazę, w moim przypadku solo nie był tak skuteczny jak w połączeniu z olejkiem czy kremem. Jeśli chodzi z kolei o trądzik, to żel nie rozwiąże problemu, gdy trądzik ma inne podłoże aniżeli nieodpowiednia pielęgnacja (np. zmiany hormonalne). 
W zasadzie nie spodziewałam się, że żel aloesowy rozwiąże moje wszystkie problemy - tj. nadmierne przesuszenie skóry oraz pojawiające się okazjonalnie, a ostatnio notorycznie - zwłaszcza na czole, krostki. Zauważyłam jednak, że w miarę stosowania moja skóra czerpie z mocy ukrytej w aloesie. Obecnie nie wyobrażam sobie pielęgnacji bez niego i Was również zachęcam do przetestowania go na własnej skórze!




Żele aloesowe możecie dostać w aptekach, sklepach zielarskich oraz w internecie, np na Allegro.


Używacie żelu aloesowego? Jak się u Was sprawdza? 
A może dałyście się przekonać do jego używania? :)





Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...