poniedziałek, 18 lutego 2013

Depilacja w 5 minut, czyli Hair Removal Cream od Veet

Sklepowe półki uginają się od przeróżnych specyfików do depilacji. Mamy do wyboru szereg kremów do depilacji, plastry woskowe, miliony rodzajów maszynek i coraz to nowsze i bardziej poręczne depilatory. Buszując w tym gąszczu, znalazłam pewną ciekawą alternatywę od Veet. 




Mój wybór padł na Spray On Hair Removal Cream, czyli krem usuwający włoski. Stwierdziłam, że to wielka okazja dla mnie - lenia nr 1 jeśli chodzi o tego typu sprawy. W zimie rozleniwiam się jeszcze bardziej i ogolenie nóg stanowi dla mnie wielką katorgę. Zwykle ograniczam się jedynie do maszynki i kremu. Plaster z woskiem kojarzy mi się z torturami a depilatory są dosyć drogie. Najbardziej irytuje mnie fakt, że tego typu zabiegi pielęgnacyjne zabierają dużo czasu a czasem znajdujemy się w sytuacji awaryjnej, gdzie trzeba szybko zadziałać.





Producent kremu gwarantuje nam bardzo szybki czas depilacji - min. 5 min a max. 10, podczas których możemy się oddać innym czynnościom (np. szybki makijaż). Wystarczy nacisnąć spust, spryskać nogi i gotowe :) 






Po upływie wskazanego czasu, należy skorzystać z dołączonej do kremu szpatułki i zebrać krem z ciała. Spłukujemy wszystko wodą i jesteśmy gotowe.

Wszystko pięknie a wręcz idealnie? Średnio. Moim zdaniem taki krem nadaje się jedynie do depilacji dłuższych wosków. Krótkie naprawdę ciężko zebrać jest za pomocą szpatułki. Nogi pozostają rzeczywiście niezwykle gładkie, ale w poszczególnych miejscach można zauważyć pozostałe po kremie włoski. Produkt moim zdaniem nie jest również wydajny, starcza na ok. 5 użyć a do najtańszych nie należy. 


Używałyście tego typu kremów? Co nich sądzicie?
Jakie są Wasze najlepsze produkty do depilacji?


piątek, 15 lutego 2013

Glossyboxowe lutowe love


Dziś w moje ręce trafiło lutowe, urodzinowe pudełko Glossyboxa. Jak zwykle czekałam niecierpliwie i niecierpliwie je rozpakowywałam. Urodzinowy papier ozdobny i inna niż dotychczas karteczka. A co z zawartością? Zapraszam do lektury :) 



W pudełku znalazły się 2 produkty nowej dla mnie marki Scottish Fine Soap. Jako że jestem wielką fanką Wielkiej Brytanii i wszystkiego, co stamtąd pochodzi, produkty pokochałam już oczywiście za samą nazwę :) Odżywka i szampon mają interesującą nutę zapachową - cytrusy, gruszka, brzoskwinie i nuty przypraw. I chociaż moje szafki pękają pod naporem kosmetyków do włosów, uważam, że dobrego nigdy za wiele i z wielką chęcią przetestuję te 2 produkty. Może w końcu znajdę swoje KWC.




Lakier L'Oreal Paris Color Riche Le Vernis to kolejny produkt, który wywołał mój uśmiech na twarzy. Nigdy nie miałam do czynienia z lakierami tej marki a i kolor również mi odpowiada. Jestem wielką fanką brązów i już mam pomysł na paznokcie, które nim wyczaruję. 


 


Krem od Tołpy to kolejny strzał w dziesiątkę. Pełny produkt i to taki, na który akurat miałam zapotrzebowanie. Lekki krem nawilżający przeznaczony do skóry wrażliwej, normalnej, mieszanej, odwodnionej i podrażnionej, który uzupełnia poziom nawilżenia i działa odprężająco. Eliminuje oznaki stresu, zabezpiecza przed wpływem środowiska i wolnych rodników. Brzmi niezwykle kusząco, mam nadzieję, że się polubimy :)


 


Kolejny akcent w brązach, czyli paletka od Model Co. Mimo że moje umiejętności w dziedzinie malowania oka są naprawdę żałośnie niskie, postanowiłam się w końcu ogarnąć i zacząć przynajmniej próbować. W swojej kolekcji mam co prawda cienie w podobnych kolorach, ale jako że pochodzą z epoki kamienia łupanego, z wielką chęcią wymienię je na ten nowy egzemplarz. 


 



W pudełku znalazł się również urodzinowy prezent od Glossyboxa, czyli papierowe foremki do pieczenia babeczek. Babeczki z wielką chęcią upiekę a Glossyboxowi życzę wielu sukcesów, nowych klientek, dużego zainteresowania oraz ciekawych współprac :)




środa, 13 lutego 2013

Pielęgnacja włosów blond : szampony Goldwell vs. L'biotica


Sesja, sesja i po sesji :) Mimo tego że początek następnego semestru mam również zawalony zaliczeniami, czas ferii postanowiłam poświęcić na ratowanie swojego organizmu. Stres, zmęczenie, zła dieta - to wszystko sieje spustoszenie. Pogarsza się stan skóry, włosów i paznokci, a co za tym idzie i nasze samopoczucie. Zaczynam zatem od włosów! Jako że jestem blondynką, na blogu pojawi się cykl postów poświęconych właśnie włosom blond. 

Za młodu miałam piękne, jasne włosy blond, które wraz z upływem lat zamieniały się w mysie. Latem przybierały kolor miodowy by zimą wyglądać nijako i bez wyrazu. Właśnie wtedy zdecydowałam się na rozjaśnianie. Wszystkie blondynki - te farbowane i naturalne - zapewne wiedzą, że pielęgnacja włosów blond nie należy do najłatwiejszych. 

Dobrze wypielęgnowany włos blond stanowi piękną i delikatną oprawę twarzy. Potrafi dodać błysku w oku, rozjaśnić i rozpromienić. Niestety tego typu włosy łatwo się odwadniają, dlatego należy rozpieszczać je nieco bardziej. U blondynek najważniejszy jest blask i właśnie o taki blask mam zamiar powalczyć :)



 


Bohaterami dzisiejszego dnia są 2 szampony przeznaczone do pielęgnacji włosów blond : Goldwell i L'biotica. Dlaczego powinnyśmy używać takich szamponów? Najważniejsze jest to, że zabezpieczają nasz kolor. Przy wyborze szamponu powinnyśmy zwracać uwagę na obecność fioletowego pigmentu, który nadużywany pozbawia włosy blond pierwotnego koloru i dodaje im szarości.


 


Szampon z Biovaxu należy do szamponów tańszych. Możemy go nabyć już za 12 zł w aptekach. Ja swój kupiłam w Super-Pharmie około 1,5 miesiąca temu, więc nadszedł czas na jego recenzję. 

Co obiecuje nam producent? 

Kompozycja ekstraktu z cytryny i emolientów, działa rozjaśniająco, przywracając włom świetlisty, żywy kolor. Zabezpiecza przed utratą wilgoci utrzymując naturalną barierę lipidową skóry głowy. Zmiękcza i wygładza włosy.
100% ekstrakt z henny ułatwia aktywnym składnikom wnikanie do wnętrza włosa i jego cebulki.

Efekt na włosach:
- intensywne nawilżenie i regeneracja włosów,
- ożywiony, rozświetlony kolor,
- włosy lekkie i miękkie w dotyku.
Nie zawiera substancji drażniących: parabenów, SLS, SLES, glikolu propylenowego.

Jak to wygląda w rzeczywistości?

Szampon ładnie oczyszcza włosy, rzeczywiście dodaje im blasku, ale bez zastosowania odżywki ani rusz. Włosy są poplątane, suche i niemiłe w dotyku. Brak im sypkości, gładkości i wyrównania. Jeśli połączymy działanie szamponu z maską albo odżywką efekt wychodzi całkiem zadowalający. Rozjaśnienia nie odnotowałam. Wielkim plusem jest brak substancji drażniących, więc dla dziewczyn, które zwracają na to uwagę, szampon może okazać się dobry. Jeśli miałabym wystawić mu ocenę, to powiedziałabym, że jest przyzwoity i za 12 zł nie spodziewałabym się jednak cudów.




Szampon do włosów jasnych i rozjaśnianych marki Goldwell otrzymałam w prezencie od mojej fryzjerki, która pracuje właśnie na kosmetykach tej firmy. Początkowo byłam do niego bardzo zrażona by ostatecznie zmienić zdanie o 180 stopni.

Co obiecuje producent?

Szampon do włosów firmy Goldwell z serii Colorglow Bright Shine, to zupełnie nowa technologia chroniąca kolor włosów o unikalnej formule Color Protect Complex. Chroni efektywnie i długotrwale przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi i utratą koloru. Szampon dostosowany jest do pielęgnacji włosów rozjaśnianych, delikatnie oczyszcza, pielęgnuje i zachowuje bogaty promienisty blask. 

Formuła Color Protect Complex działa na trzy sposoby:

1. Utrwalenie koloru wewnątrz włosa: Pielęgnujące nano-molekuły wnikają głęboko do wnętrza włosa, dzięki czemu zakotwiczają pigmenty koloru

2. Pielęgnacja koloru od zewnątrz:
Naturalny koncentrat oleju z pestek winogron i odżywcze olejki pielęgnacyjne formują warstwę ochronną wokół każdego włosa, zachowując jego dobrą kondycję i połysk

3. Ochrona koloru od zewnątrz:
Koenzym Q10 oraz filtr UV zapobiegają uszkodzeniom powodowanym przez wolne rodniki, działanie promieni słonecznych i inne czynniki środowiska.


Jak to wygląda w rzeczywistości?

Moim zdaniem rewelacja. Szampon w 100 % spełnił moje oczekiwania. Po umyciu włosy się ładnie rozczesują a gdy ułożę je już na szczotkę są sypkie, miękkie, gładkie, jaśniejsze a przede wszystkim błyszczące ! Ładnie pachną i generalnie czuję się jak z reklamy :) Niestety szampon jest trudno dostępny - możemy nabyć go głównie w salonach fryzjerskich, w internecie znalazłam kilka stron - ceny za 250 ml wahają się między 30 a 40 zł. Jeśli chciałybyście kupić dobry szampon do włosów blond, to bardzo go Wam polecam.
Jedynym minusem jest według mnie nieporęczne i twarde opakowanie. Trzeba bardzo mocno ściskać, żeby szampon wydostał się ze środka. Właśnie to zniechęciło mnie na samym początku.


Jakie szampony do włosów blond stosujecie? Które polecacie a które odradzacie?





piątek, 8 lutego 2013

Zimowy projekt denko

 


Dziś post podsumowujący mój pierwszy projekt denko. Już jakiś czas temu zauważyłam, że kosmetyki wypadają mi z szafek, szaf, szuflad, pojemników i innych skrytek a nowe po prostu nie mają gdzie się podziać - i wtedy to właśnie natknęłam się na post o denkowaniu i postanowiłam spróbować. Na początku szło baaardzo opornie. Obiecałam sobie, że nie kupię nic nowego dopóki nie opróżnię tego, co mam. Miało zadziałać dobrze, ale na moją oporną psychikę zadziałało wręcz odwrotnie. Denkowanie irytowało mnie coraz bardziej a pokusa na zakup nowych rzeczy była coraz większa. Postanowiłam więc zmienić sytuację i znalazłam złoty środek - pozwalam sobie na kupno bez szaleństw, jeśli jakaś rzecz krzyczy do mnie "Hej Ty, musisz mnie mieć!", to ją biorę, bo wiem, że nie da mi spokoju. Przed każdym zakupem rozważam czy jest to coś czego mi naprawdę potrzeba czy zwykły kosztowny kaprys. I tak oto przedstawiam moje pierwsze denko z miesięcy zimowych, głównie stycznia, z którego jestem bardzo dumna :) 




Dwa peelingi - jeden 2 razy tańszy od drugiego i jednocześnie 2 razy lepszy. Zarówno peeling z Iwoniczanki jak i peeling od Oriflame bazują na soli, co sobie bardzo chwalę. Moja skóra zdecydowanie lubi się z peelingami solnymi. Według mnie Iwoniczanka bije Oriflame na głowę - lepiej ściera, lepiej nawilża i ładniej pachnie. Cenowo 2 razy taniej. Oczywiście żaden z nich nie jest w stanie zastąpić mi Pat&Rub, ale jeśli poszukujecie dobrego i przyjaznego cenowo ścieraka to polecam Wam Iwoniczankę.

Więcej o obu peelingach możecie poczytać tu:






Jeśli chodzi o zużycia "włosowe" to w grudniu i styczniu udało mi się skończyć szampon nawilżająco-regenerujący z Joanny.


Skład: Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Sodium Chloride, Cocamidopropyl Betaine, Glycereth-2 Cocoate, Cocamidopropylamine Oxide, Polyquaternium-7, Mel Extract, Hydrolyzed Milk Protein, Propylene Glycol, Panthenol, Citric Acid, Disodium EDTA, Parfum, DMDM Hydantoin, Methylchloroisothiazolino ne, Methylisothiazolinone. 
Skład wydaje się być całkiem w porządku, ale rewelacji nie ma. Nie zawiera silikonów, pojawia się SLES. Oprócz tego zawiera ekstrakt z miodu, proteiny mleka i witaminę B5 (pogrubione). Nie jest przeładowany chemią, ale z tego co wyczytałam zamiast nawilżać może wysuszać włosy. I tak też się stało w moim przypadku. Więcej po niego nie sięgnę. 

Dwa opakowania nafty kosmetycznej zużyłam nie tylko do włosów - jako składnik maski jajecznej (więcej możecie znaleźć tu) , ale przede wszystkim do toniku pichtowego, który perfekcyjnie oczyszcza skórę z zanieczyszczeń.




W miesiącach zimowych udało mi się również zużyć tonik i 2 płyny micelarne. Garnier Czysta Skóra Active to dla mnie produkt zdecydowanie nietrafiony. Chciałam mieć w swojej kolekcji coś silnego, ale on okazał się jednak za silny. Tonik składa się przede wszystkim z alkoholu, co można wyczuć w jego okropnym spirytusowym zapachu i pieczeniu po nałożeniu na skórę. Zwęża pory, zasusza niedoskonałości, ale często stosowany wywołuje spustoszenie. Skóra wysuszona broni się produkując więcej sebum, więc w efekcie uzyskałam stan gorszy niż wcześniej. 

Płyn micelarny Yasumi miałam okazję testować poprzez subskrypcję Glossyboxa. Wiele dziewczyn było z niego niezadowolonych a na mnie wywołał świetne wrażenie. Zapach jest nieziemski a płyn bardzo dobrze zmywa makijaż. Do demakijażu oczu nie stosowałam - wolę produkty przeznaczone tylko do tego celu. 

Płyn micelarny SVR Provegol przeznaczony jest do cery wrażliwej. Mimo niedoskonałości borykałam się z problemem nadmiernie przesuszonej skóry i szukałam dla niej ratunku. Początkowo byłam bardzo zadwolona - skóra wróciła do równowagi, a płyn dosyć dobrze zmywał makijaż. W porównaniu z poprzednio posiadanym przeze mnie Eucerinem wydawał się być perfekcyjny. Butelka 500 ml zaczęła mi jednak ciążyć a ja sama zaczęłam odnotowywać wady tego produktu. Przede wszystkim zostawia niemiły film na skórze. Do demakijażu oczu się nie nadaje, no i cena jest dosyć wysoka. Zdecydowanie wolę Biodermę.  Plusem jest natomiast bardzo fajny skład - wyciąg z nagietka lekarskiego, alantoina, gliceryna, pH fizjologiczne. Bez alkoholu, bez mydła, bez konserwantów - parabenów !




Ziaja płyn do demakijażu oczu to płyn,  z którym mam problem. Jest dosyć wydajny, nie pozostawia tłustej warstwy, nie podrażnia skóry, ale z demakijażem radzi sobie średnio. Po użyciu wydaje się, że wszystko jest w porządku, by potem rano ujrzeć czarne ślady wokół oczu. Cena jest plusem - ok. 4 zł. Mimo to nie sięgnę po niego więcej. 

Lirene balsam do skóry suchej i normalnej to bardzo fajny produkt, który świetnie nawilża skórę. Nie pozostawia tłustej warstwy, długo sie utrzymuje i ładnie pachnie. Niestety ze względu na dużą butlę stosowałam go baaardzo długo przez co totalnie mi obrzydł. Nigdy więcej dużych opakowań.

Żel do mycia z Alterry miał być moim wybawieniem a niestety okazał się kompletną klapą. Bardzo chciałam wprowadzić do swojej pielęgnacji produkt pozbawiony SLS i SLES, ale okazało się, że brak piany według mnie równa się brak czystości. Zapach okazał się średni, brak detergentu nie wpłynął na stan skóry a ja miałam cały czas poczucie, że jednak nie umyłam się do końca. Jeśli chodzi o żele zdecydowanie wolę te z SLS ( z wyjątkiem rewelacyjnego Cetaphilu). 

Jedwab Farouk, CHI to bardzo dobry jedwab do włosów. W sklepie może być drogi, polecam Wam sprawdzić ceny na Allegro i zamówić od razu kilka sztuk.
Skład: Cyclomethicone, Dimethicone, C-1215 Alkyl Benzoate, Panthenol, Ethyl Ester of Hydrolyzed Silk, Phenoxyethanol, Parfum, D&C Yellow 11, D&C Red 17, Zinc Oxide, Titanium Dioxide, Mica, Boron Nitride Powder
W składzie występują oczywiście silikony, ale włosy bardzo dobrze na nie reagują. Są miękkie, gładkie, lśniące i nieobciążone. Wystarczy malutka kropelka produktu przez co jest on dosyć wydajny.

Krem do stóp Fuss Wohl z Rossmanna to również bardzo sympatyczny i tani krem, który całkiem przyzwoicie nawilża skórę. Stosowany z innymi zabiegami (np. moczeniem stóp w oliwce) i nakładany na noc grubą warstwą pod skarpetki pozostawia twardy naskórek pięt w niezłym stanie. Dla osób borykających się z problemem suchej, zrogowaciałej skóry może okazać się jednak niewystarczający. 

Na koniec zostały dwie sztuki zielonego korektora z firmy nieznanej ( napisy się starły a ja nie jestem w stanie sobie przypomnieć jaka to była firma!). Zielony korektor bardzo fajnie kryje naczynka i trądzikowe zaczerwienienia. Korektor w pisaku stosowałam przez bardzo długi czas i myślalam, że jest to dla mnie najlepsza opcja dopóki nie kupiłam korektora z Inglota, który nakladam za pomocą pędzelka. Jeśli chodzi o korektory w pisaku to ich największym mankamentem jest to, że zwykle "wylewają się" w ilości większej niż potrzebna. Do tego mają lejącą konsystencję, która w porównaniu z gęstością Inglota wypada raczej średnio. 



 

sobota, 2 lutego 2013

Styczniowi ulubieńcy

 


Nareszcie udało mi się skomponować ten post w całości. Miał pojawić się już wcześniej, ale blogger odmówił mi posłuszeństwa i nie chciał wstawić zdjęć. Tak więc z małym poślizgiem - ulubieńcy stycznia. Produkty "tradycyjne" - takie, które posiada każda z nas. Postanowiłam skupić się na kosmetykach, które towarzyszyły mi najczęściej. W związku z tym, że w Białymstoku styczniowe temperatury biły rekordy na skalę krajową, najczęściej sięgałam po produkty nawilżające i pielęgnacyjne, które chroniły skórę, włosy i paznokcie przed totalną zagładą. 




Carmex towarzyszył mi każdego dnia i to wielokrotnie. W związku z bardzo niskimi temperaturami i przebywaniem w ogrzewanych pomieszczeniach, usta zaczęły pękać w trybie ekspresowym. Nie tylko wyglądało to bardzo nieestetycznie, ale również powodowało niemały dyskomfort i ból. Carmex jest moim numerem jeden, jeśli chodzi o pielęgnację ust. Stosowałam go za każdym razem, gdy poczułam suchość na wargach i tym sposobem moje usta wróciły do równowagi. Poza tym bardzo lubię te miłe uczucie chłodzenia, które zapewnia :)




Balsam 2x5 gości u mnie pierwszy raz. Regenerum było świetne, ale niestety się skończyło, więc postanowiłam sięgnąć po coś innego. Styczeń dla studentów prawa jest miesiącem zombie, nie tylko przygotowujemy się do sesji, ale piszemy jedyne na cały semestr kolokwia, zatem ilość materiału jest miażdżąca. Stres, brak snu, hektolitry kawy i złe odżywiane - wszystko wpływa bardzo negatywnie na stan skóry. Moje paznokcie wyglądały okropnie. Przestałam używać lakierów do paznokci, żeby ich bardziej nie obciążać. Oprócz tego obcięłam długo hodowane paznokcie (wielki żal) i zaczęłam stosować balsam. Płytka się ładnie wyrównała, wygląda zdrowo, jest gładka a paznokcie wydają się silniejsze. Polecam wszystkim, którzy borykają się z tego typu problemami. Balsam kosztuje grosze a bardzo pomaga.


 


Mrozy i ogrzewanie a do tego zmywanie naczyń detergentami = suche i szorstkie dłonie. Swoją pielęgnację ograniczyłam do peelingu i kremu z Ziaji. Jestem wielką fanką tej linii, świetnie nawilża, nie pozostawia tłustej warstwy. Wystarczy nałożyć grubą warstę, założyć rękawiczki i położyć się tak spać. Po jakimś czasie dłonie są jak nowe! 



 


Mimo tego, że jestem posiadaczką cery, której określić nie umiem - według Dosha - tłustej w kierunku normalnej, od dłuższego czasu zmagałam się ze skrajnością. Skóra była bardzo wysuszona, kremy nawilżające zamiast się wchłaniać, tylko ją obciążały powodując wielkie błyszczenie. Zrezygnowana sięgnęłam po płyn micelarny z Biodermy, ponieważ naczytałam się o nich wiele dobrego. Mój wybór padł na Hydrabio, ponieważ postanowiłam "dać skórze pić". Biodremę kupiłam w sklepie internetowym w dwupaku, który kosztował o połowę mniej niż jedna sztuka w aptece (nie rozumiem takich rozbieżności w cenach). Płyn rzeczywiście przyniósł ulgę - nie tylko świetnie zmywa makijaż (wystarczą 2 waciki), ale ładnie nawilża, nie pozostawia filmu i daje uczucie ukojenia. Na zimne styczniowe wiatry i buchające gorącem grzejniki sprawdził się doskonale. 



 



W tym miesiącu postanowiłam potraktować swoje biedne wysuszone włosy jedwabiem z Delii, który w którymś roku zdobył wyróżnienie magazynu Uroda. Jestem z niego bardzo zadowolona. Nie obciąża włosów, chroni przed wysoką temperaturą i nadaje włosom miękkość oraz gładkość. A poza tym ładnie pachnie :)





Na koniec produkt ze styczniowego Glossyboxa, który podbił moje serce. Olejek BC Oil Miracle, który fantastycznie pielęgnuje włosy. Wygładza, nawilża i nadaje włosom połysk. Bardzo lubię moje blond włosy po zastosowaniu tego produktu, są takie ... promienne :) W dodatku wydajność jest porażająca, ponieważ wystarczy rozprowadzić naprawdę małą kroplę.





Jestem ciekawa, jakie są Wasze styczniowe hity :)



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...