poniedziałek, 24 marca 2014

Ultradelikatny Róż do Policzków Inglot Nr 72



Dawno nie było nic z kolorówki, więc dziś chciałabym Wam pokazać mój ulubiony róż - słodki i delikatny Inglot nr 72. Jest to pierwszy tak różowy róż w mojej kolekcji, zwykle wybierałam odcienie bardziej ciepłe i brzoskwiniowe. Nieco obawiałam się efektu Barbie, ale zdecydowanie niepotrzebnie ! Zakochałam się w nim od pierwszego użycia :)


Wyprodukowany z najdoskonalszych surowców nowej generacji, które dają mu niezwykłą miękkość i delikatność oraz wspaniałą aplikację. 






Inglot Nr 72 jest świetnym różem dla bladolicych. Od pierwszego użycia pokochałam jego lekko satynowe wykończenie oraz ten subtelny rumieniec. Bardzo uroczy !
Róż jest drobno zmielony, matowy. Bardzo ładnie oraz równomiernie nakłada się na pędzel, nie sypie się, świetnie rozprowadza się na twarzy. Według mnie nie sposób jest zrobić sobie nim krzywdę z tego względu, że jest bardzo delikatny. Jego subtelny odcień starałam się pokazać Wam na swatchu poniżej. Wydaje mi się, że co nieco widać, ale być może tylko ja go widzę :) Na twarzy efekt jest bardzo ładny, lekko słodko-różowy, naturalny.
Jeśli chodzi o jego trwałość, to jest całkiem przyzwoita, chociaż jeśli zależy nam na wielogodzinnym efekcie, to niestety konieczne są poprawki. Róż stopniowo znika z twarzy, więc nie grozi nam ten nieestetyczny efekt, który potrafią czasem zaserwować róże w ciągu dnia. Oprócz tego nie zatyka porów oraz nie podrażnia skóry. Jest naprawdę ultradelikatny :)




Inglot 72 jest moim ulubieńcem. Według mnie będzie świetnym wykończeniem makijażu na wiosnę. Sprawia, że skóra jest lekko rumiana, pełna życia i nieprzerysowana. Cena : ok. 19 zł. 



Dodaję zdjęcie, niestety wykonane telefonem (mam nadzieję, że coś widać :) )



Jakie są Wasze ulubione róże? 
Wolicie bardziej słodkie czy brzoskwiniowe odcienie?

sobota, 22 marca 2014

5 powodów, dla których nie polubiłam L'Oreal Elnett


Lakiery do włosów nie należą do moich ulubionych produktów. Najchętniej w ogóle bym z nich zrezygnowała, ale moje włosy to totalna anarchia. Są proste jak  struny - do tego przywykłam. Są gęste, jest ich dużo, ale niestety brak im objętości. Lakieru używam wyłącznie do stylizacji grzywki : najpierw zakręcam ją w dół, a potem odwrotnie i wywijam na boki. Tym sposobem ładnie rozchodzi się po obu stronach twarzy, podczas gdy pozostała partia włosów spokojnie układa się jak chce (czyt. jest prosta jak struna). Od lakieru oczekuję 3 rzeczy : utrwalenia, niesklejania (a la hełm na głowie) oraz znośnego zapachu. Do tej pory wiernie używałam lakieru CHI, o którym pisałam tu, niestety cena jest nieco zaporowa. Postanowiłam poszukać jakiegoś tańszego zamiennika. Tym sposobem trafiłam na L'Oreal Elnett, który po pierwsze ma dobrą reklamę, a po drugie miał sporo pozytywnych recenzji. Niestety nie jestem w stanie zrozumieć jego fenomenu, ponieważ...



Zapach przypomina mi lotiony oraz lakiery rodem z lat 90. Zapach jest mocny, chemiczny, nieprzyjemny. Co gorsza bardzo intensywny. Na włosach utrzymuje się bardzo długo, nawet po wyczesaniu go czuć. Koszmar. Potrafi "zaczadzić" (inaczej tego nazwać nie mogę) nawet najlepsze perfumy. 



Okej, wiem, że to wada większości lakierów. Ale tutaj jest to efekt szokujący ! Gdy podkręcę swoją grzywę na szczotkę a potem ją ładnie rozprowadzę na dwa boki a la Maja Sablewska i psiknę tym cackiem, na na czubku głowy tworzy mi się nienaturalny hełm. Błyszczący lep. Oczywiście można go wyczesać, ale ...




Niestety to kolejny lakier z serii "przetłuszczenie następnego dnia". Nawet stosując mocny lakier CHI moje włosy następnego dnia wyglądały świeżo i nie miałam najmniejszej potrzeby ich myć. Przy Elnett zauważyłam przetłuszczenie następnego dnia, co zazwyczaj kończy się myciem grzywki - na szczęście tylko jej. Po mniej więcej dwóch tygodniach stosowania strasznie zaczęła swędzieć mnie głowa - okazało się, że w rejonach grzywki pojawił się łupież. Szkoda, że kolejny lakier trafia do tego niechlubnego grona. 


Producent chwali się tym, że lakier szybko się wyczesuje. Z tym się zgodzę - nie muszę rwać sobie włosów z głowy, żeby pozbyć się resztek produktu na włosach. Niestety mimo wyczesania na włosach wciąż pozostaje nieprzyjemny zapach lakieru , a sam włos pozostaje matowy i za żadne skarby nie chce się znów ułożyć. Po prostu smętnie wisi ... W dodatku lakier bardzo długo schnie.




Lakier nie spełnia również swojego najważniejszego zadania. Nieważne czy popsikam skromnie czy też bardziej na bogato - efekt jest ten sam. Fryzura nie jest utrwalona. Próbowałam psikać z daleka, próbowałam psikać z bliska - to samo. Nawet jeśli uda mi się osiągnąć w miarę pożądany efekt... mija 15 minut i klapa. 



Jestem ciekawa czy miałyście z nim do czynienia i jaka jest Wasz opinia?
Na wizażu średnia wynosi 2,84/5.


czwartek, 20 marca 2014

Un Matin Au Jardin Rose Fraiche, czyli uczta dla zmysłów pod prysznicem


Te z Was, które są ze mną dłużej zapewne zdążyły zauważyć, że od pewnego czasu mam słabość do różanych produktów. Przyznam szczerze, że nigdy bym się po sobie czegoś takiego nie spodziewała, bo mocne i słodkie zapachy sprawiają, że mój organizm zaczyna szaleć (w negatywnym sensie; nigdy tego nie zrozumiem). Tymczasem róża ma sobie coś tak magicznego, pięknego i delikatnego, że zakochałam się w tym zapachu - chociaż perfum raczej bym nie zniosła. Dziś chciałabym Wam pokazać bardzo fajny żel pod prysznic od Yves Rocher, a mianowicie Un Matin Au Jardin, czyli różany żel pod prysznic


Żel pod prysznic o świeżym zapachu róży, wzbogacony o wyciąg z aloesu z ekologicznych upraw oraz glicerynę roślinną.
Zaangażowanie Kosmetyki Roślinnej:
● Formuła bez parabenów i sztucznych barwników.
● Łatwo ulega biodegradacji
● pH neutralne dla skóry
● Nie zawiera składników pochodzenia zwierzęcego.




INCI: aqua/water/eau; sodium laureth sulfate; ammonium lauryl sulfate; cocamidopropyl betaine; parfum/fragrance; aloe barbadensis leaf juice; glycerin; sodium cocoampho acetate; sodium benzoate; citric acid; polysorbate 20; tetrasodium edta; sodium chloride; allantoin; polyquaternium-7; salicylic acid; citronellol; limonene



Żel zamknięty jest w wykonanej z różowego plastiku flakonie o pojemności 200 ml. Jak widzicie na zdjęciach całość wygląda bardzo ładnie i niewątpliwie przyciąga wzrok :) Niby nie jest to najważniejsze w kosmetyku, ale niestety mam słabość do ładnych opakowań !
Żel ma lekką konsystencję, która zdecydowanie nie jest wodnista. Bardzo ładnie się rozprowadza na skórze i szybko pieni, w związku z czym nie musimy aplikować zbyt dużej jego ilości. 




Zapach róży jest bardzo wyczuwalny, ale nie można powiedzieć, żeby był nachalny. Jego zadaniem jest nam umilić prysznic a nie zaatakować zapachową bombą. Zapach nie pozostaje na skórze.
Tym, co mnie bardzo ucieszyło, jest działanie. Oprócz tego, że żel świetnie myje, bosko pachnie i jest wydajny, to po prysznicu pozostawia skórę miękką i gładką , co przynajmniej dla mnie jest rzadkością. 
Jeśli chodzi o żele, zwykle byłam wierna Dove - tutaj niestety po prysznicu niezbędny był balsam. W przypadku żelu od Yver Rocher skóra jest miło odświeżona , brak jest uczucia ściągnięcia czy swędzenia. 

Cena : 22 zł/200 ml - jednakże jak na YR przystało można natrafić na promocje



Jeśli nie jesteście fankami różanego zapachu, to YR oferuje również alternatywne opcje : konwalia, kwiaty cytrusów oraz bez. Natomiast jeśli jesteście fankami róż, zapraszam Was do moich pozostałych różanych postów - wystarczy kliknąć na obrazki. Pozdrawiam Was serdecznie !





wtorek, 18 marca 2014

Kosmetyczna przesyłka = wielka radość

Dziś post , tak - powiem to szczerze, przechwalczy ! Gdy leżałam sobie powalona grypą a moje perspektywy życiowe nagle stały się niezbyt optymistyczne dostałam magicznego maila powiadamiającego mnie o wygranej. Parę chwil zabrało mi uświadomienie sobie, co tak naprawdę się stało - wygrałam. Teraz polecę banałem - nie spodziewałam się, kompletnie. Jestem typem osoby, która nie ma szczęścia w grach losowych. Owszem, zdarzyło mi się coś wygrywać, ale zazwyczaj była to nagroda za coś co musiałam napisać : czy to recenzja płyty, czy życzenia ślubne dla Kate i Williama :) W podstawówce zgarnęłam też grę Bingo w konkursie ortograficznym oraz plecak za wiersz o groszku.  W lotka udało mi się raz wygrać 10 zł !
Biorąc pod uwagę moje powyższe dokonania, naprawdę bardzo się ucieszyłam. Tyle nowych kosmetyków, które będą mogły zamieszkać w moim domu, którymi będę mogła się smarować, wąchać... och, znacie to!

Dziś postanowiłam się z Wami podzielić tym, co znalazłam w swojej paczuszce. Oprócz tego, co udało mi się zgarnąć, Aneta z Annabelle Beaty dorzuciła jeszcze kilka gratisów. Jeszcze raz dziękuję Kochana! :*


































Każdy produkt trafił w mój gust, każdy chętnie wypróbuję. Lakierów do paznokci nigdy za wiele ! :) Nie używam cieni do powiek (dwie lewe ręce), myślę, że w czerwieni mogłabym osiągnąć efekt klauna z horroru. Macie dla niego jakieś zastępcze zastosowanie? :)



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...