sobota, 28 września 2013

Moja ulubiona odżywka za grosze

 


Nadszedł czas pakowania i powrotu na studia. Tymczasem ja zamiast "ogarniać życie" siedzę z olejem na głowie i zastanawiam się jak przetransportuje swoją kosmetyczną kolekcję. Stwierdziłam, że najlepszym sposobem będzie podział wszystkiego, co posiadam na to, co jest mi niezbędne i na to, co jest mi niezbędne, ale trochę mniej (bo przecież każdy kosmetyk jest mi niezbędny!). Do moich tzw. must havów zdecydowanie zaliczam dzisiejszego bohatera posta, czyli Isanę do włosów suchych i zniszczonych, którą przyznam ze wstydem poznałam dopiero niedawno "no bo to jakaś Isana i co ona może mi dać". Dziś chciałabym Was przekonać do tego, że warto dać jej szansę :)


 
Odżywka nawilżająca do włosów suchych i zniszczonych intensywnie nawilża włosy suche i zniszczone, nadaje włosom wyjątkowy połysk. Kombinacja wysokojakościowych składników, wzbogacona wartościowym wyciągiem z bawełny zapewnia włosom suchym i zniszczonym odpowiednią dawkę wilgoci i pomaga w utrzymaniu ich poziomu wilgotności. W wyniku intensywnej pielęgnacji włosy mają olśniewający połysk. Przyjemny zapach sprawia, że mycie włosów staje się szczególnym doznaniem. Produkt nie zawiera silikonów i parabenów. 



 


 
INCI:  Aqua, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stereate Se, Propylee Glycol, Niacinamide, Panthenol, Betaine, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Gossypium Herbaceum Seed Extract, Glycerin, Quaternium 87, Behentrimonium Chloride, Isopropyl Alcohol, Stearamidopropyl Dimethyleamine, Parfum, Citronellol, Hexyl Cinnamal, Linalool, Limonene, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Sodium Hydroxhide, Citric Acid.



 

Odżywka zamknięta jest w plastikowym opakowaniu o pojemności 300 ml. Opakowanie jest lekko przezroczyste w związku z czym możemy z łatwością zobaczyć, ile jeszcze nam produktu zostało. Od połowy możemy mieć niestety problemy z wydobyciem odżywki ze środka. Dla mnie wielki plus za to, że odżywka nie oblepia zatyczki, bo wprost nienawidzę, gdy tak się dzieje!

Konsystencja jest dosyć gęsta, budyniowa i śliska. Według mnie łatwo rozprowadza się na włosach, chociaż trzeba jej nałożyć dosyć sporo - moje włosy ją "wsysają". Spłukuje się również bardzo łatwo i szybko. Zapach jest nieco chemiczny i jak dla mojego nosa zbyt przytłaczający, ale na szczęście nie utrzymuje się na włosach.

Skład jest dosyć prosty, nieprzekombinowany. Nie znajdziemy tam złowrogiego Alcohol Denat, za to Isana funduje nam aloes :)


 


Moje niskoporowate włosy pokochały tą wersję Isany ! W zasadzie polubiły się z nią bardziej niż ze sławetną odżywką Garner Awokado & Masło Karite :) Wielki plus za to, że maska nie obciąża mi włosów - wręcz przeciwnie - dzięki niej moje włosy nabrały objętości, a tego zazwyczaj im brakuje. 
Włosy po niej są niezwykle gęste a przy tym gładkie, sypkie i lśniące. Moje przesuszone końce wyglądają na bardziej zbite, mniej napuszone i nawilżone. Dzięki odżywce włosy rozczesują się bardzo dobrze.
W cenie regularnej możemy ją zakupić w cenie ok. 6 zł, ale w promocji można ją dorwać za 3,99 zł. Dostępna jest oczywiście w każdym Rossmannie :)
Ze względu na zbitą i gęstą konsystencję odżywka jest bardzo wydajna.

Odżywka nadaje się jako baza pod różne włosowe mieszanki. Można ją również śmiało stosować do metody OMO. 




Mam świadomość tego, że Isana nie sprawdzi się na każdych włosach. Jest rzesza fanek, które kochają odżywkę Garniera - u mnie raczej się nie sprawdziła. Z kolei Isana świetnie podpasowała moim niskoporowatym włosom. Myślę, że ze względu na cenę i dostępność warto dać jej szansę - a nuż się sprawdzi :) 




 
Testowałyście taką wersję Isany?
Jakie są Wasze ulubione odżywki?


wtorek, 24 września 2013

Mój ulubiony nudziak - Rimmel Lycra Pro 365

 


Hej! Hej!  Czy to wiosna czy to lato czy to jesień albo zima nudziaki i czerwienie zawsze królują na moich paznokciach. To miłość bezgraniczna albo mówiąc prościej - moja mała obsesja. Gdybym musiała wyrzucić wszystkie lakiery, które mam i zostawić tylko 1 miałabym konflikt tragiczny między czerwienią a nudziakiem właśnie. Dla niektórych takie jasne odcienie mogą wydawać się mdłe, "bezpłciowe", nijakie - dla mnie są piękne w swojej prostocie. Dlaczego je tak polubiłam? Zawsze wyglądają dobrze i mimo, że wydają się być podobne, każdy jest w zasadzie inny. Dziś chciałabym Wam pokazać mojego nudziakowego ulubieńca  - Rimmel Lycra Pro 365 Beige Style. 


 


Lakier pochodzi z kolekcji Lycra Pro, którą bardzo sobie cenię przede wszystkim za trwałość oraz krycie.  Nie zdarzyło mi się jeszcze natrafić na lakier, który przebiłby tą serię - w półce tzw. średniocenowej. Beige Style zamknięty jest w 12 ml buteleczce a producent już na opakowaniu chwali się innowacyjnym rozwiązaniem. Tzw. maxi brush to pędzelek o rewolucyjnej szerokości, który posiada ponad 800 włókien zaprojektowanych do każdego kształtu paznokcia.




Pędzelek bardzo przypadł mi do gustu. Rzeczywiście jest dosyć szeroki i zaokrąglony przez co aplikacja jest bardzo przyjemna i co najważniejsze dokładna. Zazwyczaj równe pomalowanie paznokcia przewyższa moje zdolności manualne – z pomocą tego pędzelka nawet ja jestem w stanie sprawić sobie porządny manicure. Jeśli chodzi o warstwy to przy Beige Style jedna może być niewystarczająca, ponieważ pojawiają się lekkie prześwity. Do pełnego krycia wystarczają dwie warstwy. Wielkim plusem jest również szybki czas wysuszenia i to bez użycia specjalnych preparatów (szczególnie dla takich niecierpliwców jak ja ;) ). Jeśli chodzi o trwałość to również jestem pod wrażeniem. Lakier nie odpryskuje, nie straszne mu sprzątanie a w tym zabójcze zmywanie naczyń. Z czasem może się jedynie zacząć ścierać.


A tak oto lakier prezentuje się na moich paznokciach (postaram się zaprezentować je jak najmniej drastycznie):


 




Co sądzicie o tym odcieniu? Lubicie nudziaki?

 


niedziela, 22 września 2013

Najlepsza pod słońcem szczotka do włosów !

 

Cześć dziewczyny! Dziś prezentuję Wam mój mały skarb - niby niepozorny, ale nie wyobrażam sobie już bez niego życia. Tangle Teezer. Szczotka - legenda.  Zanim dokonałam zakupu przekopałam blogi, żeby znaleźć jakieś ciekawe informacje, bo bądźmy szczere 50 zł za małą plastikową szczotkę to szaleństwo.
Po dokonaniu wywiadu rozpoczęłam przeszukiwania internetu w celu znalezienia jakiś ciekawych ofert. Ku mojej wielkiej radoszce okazało się, że TT można znaleźć za o wiele mniej niż 50 zł. W dodatku trafiłam na promocję i tak w sklepie dr włos (link w pasku bocznym - naprawdę ciekawy asortyment) nabyłam swą szczotę za 32 zł.

 

Przesyłkę otrzymałam błyskawicznie, co mnie bardzo ucieszyło, bo czekałam na nią naprawdę niecierpliwe - w końcu szczotka miała działać cuda.  Moja rodzina i mój luby stwierdzili, że wydałam 30 zł na szczotkę dla konia. TT wyglądem przypomina mi nerkę. To mała zgrabna szczotka, która świetnie leży w ręce. W dodatku jest leciutka :) Jej powierzchnię pokrywają ząbki - jedne dłuższe a drugie krótsze. Całość wykonana jest oczywiście z plastkiu. Co więc w niej tak wyjątkowego?




Tangle Teezer poradzi sobie z każdym kołtunem. Jeszcze nigdy czesanie nie było dla mnie tak przyjemne i szybkie. Włosy po myciu (chociaż nie powinnam tego robić) rozczesują się bez najmniejszego problemu, a co za tym idzie nie muszę już więcej psioczyć pod nosem. Wydaje mi się, że sekret jej cudownego działania kryje się w tych ząbkach, które są nie tylko elastyczne, ale również jakby miękkie. Słowem - szczotka sunie po włosach nie wyrywając ich nawet gdy napotka na swej drodze supełek. Zauważyłam również, że moje włosy, które zwykle na rozczesanie reagowały przyklapem, teraz zyskują na objętości i bardziej błyszczą. 
Jest jeszcze jedna rzecz, którą ukochałam najmocniej - masaż. Ząbki są delikatne i cudownie masują skórę głowy. Nie wiedziałam, że skalp jest tak wrażliwy! Masaż stał się moją ulubioną czynnością i gdybym mogła to preżyłabym się i mruczała jak kot :) Nie dość , że to niebiańskie uczucie, to jeszcze zdrowo dla cebulek. 

I jedna praktyczna rzecz - bardzo łatwo jest TT oczyścić z włosów. 

 

Na koniec pragnę zaznaczyć, że na podkradaniu mojej TT przyłapuję notorycznie moją siostrę a i mój chłopak wydał się nią niebezpiecznie zainteresowany :)

Mam do Was również wielką prośbę - jeśli macie czas i chęci to serdecznie zapraszam do wypełnienia poniższej ankiety, która pomoże mi udoskonalić moje małe miejsce w sieci :)



 







czwartek, 19 września 2013

Micelarny żel nawilżający z Biedronki - hit czy kit?

 


Sezon zmarźlaka uważam za otwarty!  Strojem próbuję jeszcze wbić się choć odrobinę w sezon letni (w końcu jesień zawita do nas formalnie dopiero w poniedziałek), ale powoli się poddaję i niechętnie sięgam po swetry. Podobną dezorientację widzę na ulicach - od bluzek na krótki rękaw po (mówię serio) zimową puchówkę. Znalazłam 2 sposoby na ochronę przed zimnem : pozostanie w domu iii o niebo lepszy sposób - szybki spacer do drogerii :) Dzisiejszy bohater z drogerii nie pochodzi a w moje ręce trafił tylko dlatego, że zapomniałam zabrać ze sobą micela a w okolicy nie było żadnego sklepu z kosmetykami. Przyznaję, że zwykle przechodziłam obojętnie obok półki z kosmetykami z Biedronki, bo "heloł, to przecież Biedronka". Nigdy bym nie pomyślała, że można tam znaleźć perełki ...

 
Micelarny żel oczyszcza skórę twarzy i oczu z wszelkich zanieczyszczeń przywracając komfort nawilżenia i odświeżenia. Zawarte micele zapewniają niezwykle wysoką skuteczność oczyszczania, nie naruszając bariery hydrolipidowej naskórka. Zawarty w żelu d-panthenol utrzymuje optymalny poziom nawilżenia, łagodzi podrażnienia oraz przynosi uczucie natychmiastowego ukojenia. Skóra po użyciu żelu jest głęboko oczyszczona, nawilżona i odzyskuje uczucie komfortu. 



 

 
INCI: Aqua, Propylene Glycol, Disodium cocoamphodiacetate, PEG-40 hydrogenated Castor Oil, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Poloxamer 184, PEG-7 Glyceryl Cocoate, Hydroxopropyl Guar hydroxypropyltrimonium Chloride, Sophora Japonica Leaf Extract, Panthenol, Sodium Hydroxide, Sodium citrarte, Sodium chloride, Disodium EDTA, Citric Acid, Parfum, Methylparaben, Propylparaben, Methylisothiazolinone.



 

 
Micelarny żel nawilżający zamknięty jest w miękkiej tubie o pojemności 150 ml , za którą zapłacimy bagatela 4,99 zł. Konsystencja jest typowo żelowa, bezbarwna. Bardzo mała ilość jest w stanie oczyścić dokładnie całą twarz, co sprawia, że micel jest bardzo wydajny
Aplikacja jest bardzo przyjemna - żel pachnie subtelnie i naprawdę ładnie. Świetnie się rozprowadza i w przeciwieństwie do innych żeli ani trochę nie pieni
Micel jest bardzo delikatny dla skóry. Nie podrażnia a wręcz przynosi uczucie ulgi. Bardzo łatwo się spłukuje i co dla mnie najważniejsze - nie powoduje nieprzyjemnego ściągnięcia skóry. 
Żel fantastycznie radzi sobie z usunięciem makijażu. Do demakijażu oczu nigdy go nie stosowałam, bo boję się pieczenia :) 
Słowem - "nawilżający" naprawdę nawilża. Po użyciu tego micela skóra jest oczyszczona, miękka i 
zrelaksowana. Krem stosuję tylko dlatego, że moja skóra jest teraz bardzo mocno przesuszona. Myślę, że dla cer normalnych czy lekko przesuszonych jego użycie wystarczy do uzyskania optymalnego nawilżenia.
Jak na tak niską cenę a tak dobre działanie produkt zasługuje na miano rewelacyjnego. Przywrócił mi wiarę w żele, z których zrezygnowałam dawno,dawno temu. Żel - nawet nawilżający - w połączeniu z wodą sprawiał, że czułam się jak chodząca mumia. Na szczęście tamte czasy mam już za sobą a biedronkowy micel zagościł u mnie na stałe :) 


 


Stosowałyście ten żel? Lubicie kosmetyki z Biedronki? 

niedziela, 15 września 2013

Tajemnicza witamina U, czyli recenzja kremu Clarena



Jak tam mija Wam niedziela? Mi baaaardzo leniwie i spokojnie :) Posta piszę owinięta w kocyk, obok paruje rozgrzewająca herbata rooibos (swoją drogą polecam!) a w tle palą się świeczki. W tym aspekcie pozostanę hipsterem - chyba jako jedyny człowiek w blogosferze nie mam i nie miałam Yankee Candles (ale gdyby ktoś chciał mi je podarować, to bardzo chętnie je przygarnę ;p). Tak czy siak, stwierdziłam, że to właśnie dziś nadeszła pora na recenzję kremu, który bodajże w marcu ukazał się w Glossyboxie. Mowa o Clarena Repair Vit U Cream z linii Dermo Sensi Line przeznaczonej do pielęgnacji cery wrażliwej, atopowej, skłonnej do podrażnień. Myślę, że nie tylko mnie zaskoczyła tutaj jedna rzecz ... witamina U ?!


 
Krem o bogatej formule rekomendowany dla wrażliwej, alergicznej, zniszczonej, skłonnej do podrażnień cery. Witamina U i RonaCare® Tiliroside stymulują procesy  naprawcze i regenerację skóry. Xeradin™ zapewnia natychmiastowy i długotrwały efekt nawilżenia. Kwasy omega 3,6,7,9 i masło Shea wzmacniają barierę hydrolipidową, delikatnie natłuszczają i tworzą komfortowy film ochronny. Krem polecany jest również po zabiegach dermokosmetycznych i opalaniu.




 
INCI: Aqua/Water, Caprylic/Capric Trygliceride, Cetearyl Alcohol, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter, Glycerin,  Ethylhexyl Cocoate, Glycine Soja (Soybean) Oil, Potasium Cetyl Phosphate, Sodium Polyacrylate, Paraffinum Liquidum, Trideceth-6, Sorbitol, Tiliroside, Propanediol, Salvia Sclarea Clary Extract, Panthenol, Linum Usitatissimum (Linseed) Seed Oil, Olea Europea (Olive) Fruit Oil, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Allantoin, PEG-8, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Ascorcic Acid,Citric Acid, DL-MethionineMethysulfonium Chloride (Vitamin U), Phenoxyethanol, Caprylyl Glycol, Chlorophenesin, Parfum.

Produkt sformułowany bez parabenów, silikonów, etanolu, syntetycznych barwników i alergenów w kompozycji zapachowej.




Skład chociaż długi jest całkiem wartościowy - pomijając oczywiście fakt, że ta dziwaczna witamina U znajduje się na samym końcu ;) Tak czy siak znajdziemy tutaj masło shea, olej sojowy, szałwię, len, oliwkę oraz olej makadamia. 


 

Zacznę może od głównego bohatera tego kremu, czyli witaminy U - to, że jest na samym końcu składu a producent się nią chwali w samej nazwie produktu - niewybaczalne, chociaż niestety typowe.
W moje ręce trafiła w zasadzie próbka - krem o pojemności 30 ml zamknięty w małej, zgrabnej tubce należącej do typu "chcesz zdenkować, musisz rozciąć". Wersja pełna, czyli 50 ml, zamknięta jest w buteleczce z pompką. 


 

Krem jest treściwy, dosyć gęsty. Posiada białą barwę, ale nie smuży - ładnie się rozsmarowuje i błyskawicznie wchłania. Uwielbiam jego zapach, delikatny, ale bardzo przyjemny. To dzięki temu zapachowi aplikacja jest zawsze bardzo miła. Krem pozostawia na skórze delikatny film, przez co kompletnie nie nadaje się pod makijaż - roluje. Jego działanie określiłabym jako ochronne, kojące a nie nawilżające. Skóra rzeczywiście staje się mniej napięta, "uspokojona", jest wygładzona i miękka, ale mam wrażenie, że jest to efekt który działa tylko na powierzchni skóry. Po dłuższym stosowaniu nie odnotowałam niestety żadnego nawilżenia. 
Poza tym krem rozjaśnia przebarwienia a twarz staje się bardziej promienna. Niestety ze względu na parafinę w składzie może zapychać. Początkowo z powodu rolowania stosowałam go na noc i kilka razy zdarzyło mi się obudzić z kilkoma krostkami. Stosowany na dzień raczej nie zapychał, ale zdecydowanie nie nadawał się na upały - był zwyczajnie za ciężki. 

Gdybym miała wystawić mu ocenę, byłoby ciężko. Moja skóra na pewno się z nim polubiła. Szybko go chłonie a i ja sama po aplikacji odczuwam ulgę - zaczerwienienia znikają, nie czuję niemiłego napięcia, skóra jest promienna i zrelaksowana. Jest to dobry krem, chociaż mojego serca nie zdobył. W tym wypadku decydująca jest cena - 95zł/50 ml zdecydowanie wyklucza zakup wersji pełnowymiarowej.



 Jestem ciekawa ile Wy jesteście w stanie wydać na krem do twarzy. 
Wybieracie te drogeryjne czy z wyższej półki?




czwartek, 12 września 2013

Z aptecznej półki: mój ideał, czyli Emulsja specjalna od Emolium



Podczas stosowania retinoidu, moja skóra stała się bardzo wrażliwa, okropnie przesuszona i podrażniona. Mimo stosowania preparatów z bardzo wysokim filtrem źle zniosłam letnie upały. Na skórze - w szczególności na rękach - pojawiły się suche placki, które po zaaplikowaniu na nie drogeryjnych balsamów, zaczynały potwornie piec. Skóra stała się napięta, a swędzenie było coraz bardziej uciążliwe. W dodatku nie mogłam się drapać, bo naskórek natychmiast pękał. Stwierdziłam, że jedynym wyjściem z tej sytuacji jest rezygnacja z balsamów drogeryjnych i poszukanie czegoś w aptece. Przy pomocy pani farmaceutki trafiłam na Emulsję specjalną Emolium, o której dziś chciałabym Wam nieco opowiedzieć.

Zanim zacznę - słówko o emolientach, dla tych, którzy nie mieli z nimi do czynienia ...

Emolienty (od łacinskiego emolliere - zmiękczać) to preparaty pielęgnacyjne, które są polecane przez pediatrów i dermatologów do codziennej, regularnej pielęgnacji suchej, wrażliwej skóry dzieci i dorosłych. Uzupełniają naturalnie obecne w skórze lipidy międzykomórkowe oraz substancje wiążące wodę w skórze. Długotrwale natłuszczają i nawilżają skórę oraz regenerują płaszcz hydrolipidowy na jej powierzchni.
Emolienty występują w różnych postaciach: kremów, maści, płynów i olejków do kąpieli, żeli i kostek toaletowych do mycia. *

 
Emulsja Specjalna Emolium to nowoczesny emolient przeznaczony do pielęgnacji bardzo suchej skóry, podrażnionej i swędzącej. Można stosować go do twarzy i do całego ciała. Dzięki starannie dobranemu i przebadanemu zestawowi substancji aktywnych skutecznie pielęgnuje skórę bardzo suchą, szorstką, popękaną i swędzącą: natłuszcza i nawilża naskórek, ogranicza przeznaskórkową utratę wody, odbudowuje płaszcz hydrolipidowy, zmiękcza i uelastycznia naskórek oraz łagodzi uczucie świądu. Hypoalergiczna formuła Emulsji Specjalnej powstała we współpracy z dermatologami. Jest rekomendowana do stosowania u dzieci i niemowląt.


Właściwości:
  • jest emulsją woda w oleju (W/O)
  • długotrwale odżywia i natłuszcza
  • łagodzi świąd
  • odbudowuje naturalną warstwę hydrolipidową skóry
  • ogranicza transepidermalną utratę wody (TEWL)
  • doskonale rozprowadza się na skórze, pozostawiając na jej powierzchni cienki film
  • nie zawiera barwników i substancji zapachowych
  • jest hypoalergiczna 
 
 







Wskazania:

 Codzienne odżywianie i pielęgnacja skóry:
  • bardzo suchej
  • szorstkiej i popękanej
  • podrażnionej i swędzącej
Zalecana również jako pielęgnacja emoliencyjna przy stosowaniu preparatów wysuszających skórę.*
 
Aqua, Mineral Oil, Isopropyl Palmitate, Butyrospermum Parkii, Hydroxyethyl Urea, Cetyl PEG/PPG-10/1 Dimethicone, Cyclomethicone, Zea Mays Oil, Aluminum/Magnesium Hydroxide Stearate, Sodium Borageamidopropyl PG-Dimonium Chloride Phosphate, Propylene Glycol, Cera Microcrystallina, Hydrogenated Castor Oil,  Sodium Hyaluronate, Allantoin, Lactic Acid, Sodium Chloride, Phenoxyethanol, Butylparaben, Propylparaben, Ethylparaben, Methylparaben, Disodium EDTA, PEG-8, Tocopherol, Ascorbic Acid, Ascorbyl Palmitate, Citric Acid.

 - Masło shea (5%), olej macadamia (3%) i olej parafinowy (8%) uzupełniają niedobory lipidów i odbudowują płaszcz hydrolipidowy skóry.
- Arlasilk Phospholipid GLA (1%) dostarcza skórze NNKT (niezbędne nienasycone kwasy tłuszczowe), wzmacnia barierę lipidową naskórka oraz poprawia odporność skóry.
- Mocznik (5%) współdziałający z hialuronianem sodu (1%) długotrwale poprawia stopień nawilżenia skóry, zmiękczając i uelastyczniając naskórek.
- Trójglicerydy oleju z kukurydzy (2%) działają przeciwświądowo, sprawiają, że skóra staje się mniej podatna na odczyny zapalne i podrażnienia. 




 

Nanieść cienką warstwę preparatu na dokładnie oczyszczoną skórę. Najlepsze efekty osiąga się, stosując preparat minimum dwa razy dziennie. Szczególnie zalecane jest stosowanie preparatu po każdym myciu.

 
Na wstępie zacznę z grubej rury - Emolium emulsja specjalna jest moim ideałem. Dlaczego?
Jest to jedyny jak dotąd nawilżacz, który w 100 % spełnił moje wymagania i oczekiwania. Kompletnie niczym mnie nie rozczarował, a opis producenta uważam za jak najbardziej rzetelny i co najważniejsze prawdziwy. 

Emolient zamknięty jest w zgrabnej tubie o pojemności 200 ml. Preparat bardzo łatwo wydostaje się ze środka, czasem wypływa go nawet odrobinkę za dużo. Poza tym opakowanie jest miękkie, więc nie sądzę, żeby były jakiekolwiek problemy ze zużyciem emulsji do końca (czyt. tym razem nożyczki się nie przydadzą).
Preparat ma białą, lekko pachnącą konsystencję (zapach jest bardzo delikatny i niedrażniący). Jest nieco lejący, ale może sprawić problemy przy rozsmarowywaniu. Początkowo nieco mnie to mówiąc łagodnie irytowało - do czasu gdy odkryłam, że inteligentnie (no bo ja przecież wiem jak się smaruje!) nie przeczytałam zaleceń. Emulsja stosowana po myciu rozprowadza się błyskawicznie, lekko i bez problemu. 


 


Wiem, że dla niektórych kłopotliwa może być wchłanialność i tłustawy film. Moim zdaniem inaczej się nie da przy tak rozbudowanym i natłuszczającym składzie. Emulsja aplikowana po myciu wchłania się o wiele szybciej niż mozolnie wsmarowywana w skórę suchą. Z kolei tłusty film znika po niezbyt długim czasie oczekiwania - i to tylko z pola widzenia! Jeśli dotkniemy skóry poczujemy delikatną warstewkę otulającą skórę :)
Właśnie ... a co się dzieje ze skórą? Skóra jest bardzo zadowolona i szczęśliwa :) Uczucie swędzenia znika natychmiastowo, suchość ustaje, napięcie znika. Nawet moje suche placki zniknęły! Co więcej naprawdę dla pełnego komfortu wystarczają jedynie 2 aplikacje przez co preparat jest dosyć wydajny (o ile oczywiście stosujemy go po myciu, na sucho zużywa się go znacznie więcej). 
Zdecydowanie poleciłabym go dla osób w czasie kuracji retinoidami, dla osób z AZS, jako regeneracja bardzo przesuszonej skóry po lecie a także dla bobasów. Na wizażu emulsja zbiera bardzo dobre recenzje.  


 


Gdybym miała go ocenić dostałby ode mnie 6-. Mimo wspaniałego działania i bardzo bogatego składu jest moim zdaniem za drogi (40 zł.)


A jakie są Wasze sposoby na nawilżenie skóry?
Drogeryjne balsamy, masła, musy czy może apteczne specyfiki?





* materiały ze strony www.emolium.pl

wtorek, 10 września 2013

Słońce na paznokciach, czyli lakier od Paese


 

Powoli szykuję się do jesieni. Letnie specyfiki lądują na dole szuflady, pastelowe lakiery odchodzą na zasłużony odpoczynek. W przeciwieństwie do większości ludzi naprawdę lubię jesień. Za miliony barw na drzewach, za spokojne wieczory i zabijcie mnie - za deszcz. Uwielbiam słuchać deszczu dzwoniącego w parapety i szyby. Mogę się wtedy zawinąć w koc i spędzać wieczór w towarzystwie aromatycznej herbaty i dobrej książki, słowem - leniuchować :) Początkowo zamierzałam dopasować swoje paznokcie do nadchodzącej aury, postawić na spokojne i przygaszone barwy. Wszystko do czasu, gdy na drogeryjnej półce zobaczyłam Paese 218. Oczami wyobraźni ujrzałam kolorowe liście i już wiedziałam, że ten lakier zostanie jednym z moich ulubieńców w czasie nadchodzącej jesieni.


Teraz możesz cieszyć się swoim ulubionym kolorem na paznokciach dłużej! Lakier do paznokci Paese to kosmetyk do upiększania paznokci o przedłużonej trwałości 

Formuła produktu oraz plastyczna konsystencja powoduje, że mocno przylega do płytki zapobiegając odpryskiwaniu i ścieraniu. Zawiera pigmenty mocno nasycone kolorem, co daje intensywność barwy już po nałożeniu pierwszej warstwy. Zawiera składnik nabłyszczający, który zapobiega matowieniu.
Odpowiednio wyprofilowany pędzelek oraz konsystencja ułatwiają aplikację, pomagają równomiernie nanieść lakier na płytkę. Po rozprowadzeniu nie pozostawia smug.




 
Kosmetyk jest całkowicie bezpieczny w stosowaniu, ponieważ nie zawiera szkodliwego toluenu i formaldehydu.



 

 
Lakier o pojemności 9 ml znajduje się w zgrabnym szklanym opakowaniu. Zachowuje ważność przez 12 miesięcy od otwarcia. Pędzelek zaliczyłabym do średnioszerokich. Aplikacja jest bardzo wygodna, chociaż trzeba uważać - lakier naprawdę szybko zasycha. Jeśli chcemy coś poprawić konieczna jest po prostu następna warstwa. Mimo, że lakier jest bardzo dobrze napigmentowany jedna warstwa nie jest wystarczająca. 2 są już w porządku. Kolor jest intensywny, ciepły.
Co do trwałości mam mieszane uczucia. Jedna warstwa była nietrwała - mimo zapewnień producenta o przedłużonej trwałość produktu - lakier zdarł się do połowy paznokcia podczas zmywania naczyń.
2 warstwy są trwalsze. Obecnie nie posiadam utwardzacza, ale wydaje mi się, że z jego pomocą można dociągnąć kilka dni. Lakier dorwałam za 9,90 zł. 

Paleta jest naprawdę ciekawa, na stronie widziałam dużo odcieni czerwieni i brązów, czyli coś na co zapoluję wkrótce !




Jakie kolory na paznokciach preferujecie jesienią?
 Stonowane czy raczej żywe?


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...