wtorek, 30 października 2012

Malinowa rozpusta od Neutrogeny

Witajcie ! 

Od dłuższego czasu reklama nowej serii produktów Neutrogeny bombardowała mnie z każdej strony. Jakiejkolwiek gazety bym nie nie otworzyła, jakiego kanału bym nie włączyła, tam moim oczom ukazywała się Ona. Malina nordycka. Za to, że trafiła w moje ręce dziękuje mojej kochanej siostrze. Jeśli chcecie wiedzieć, co mnie tak oczarowało, zapraszam do lektury :)

 


Zacznę od małego, nordyckiego kusiciela, czyli maliny. Pierwszy raz zetknęłam się z taką odmianą tego owocu i muszę przyznać, że bardzo mnie zaintrygowała. Moja natura poszukiwacza, zmusiła mnie do drobnego śledztwa, podczas którego dowiedziałam się, że owoce maliny nordyckiej wykazują silne właściwości antyutleniające a także zawierają mnóstwo witamin,  w tym witaminę C. Występują głównie na Alasce, w Rosji oraz Skandynawii. 




Sama wizja pięknych różowych (a później złotych!) krzaczków w malowniczym krajobrazie tundry, bardzo działa na moją wyobraźnię i daje temu produktowi wielkiego plusa na samym wstępie. 

Produkt zaopatrzony jest w pompkę, dzięki której można łatwo dozować taką ilość balsamu, jaką potrzebujemy. Jest poręczna, chociaż mogą się pojawić problemy przy denkowaniu.




Konsystencja balsamu jest dosyć gęsta, wygląda jak połączenie balsamu z emulsją.  Mimo to łatwo rozsmarowuje się po skórze i  jest delikatna. Wchłania się dosyć szybko, a co dla mnie najważniejsze nie pozostawia tłustej warstwy, której nie znoszę. Zamiast tego pojawia się subtelna otoczka, która otula skórę i zapewnia jej komfort.






 Producent gwarantuje trzykrotną poprawę poziomu nawilżenia skóry, a efekt utrzymywać ma się przez ok. 7 godzin.  Po kilkunastodniowych testach, jestem skłonna podpisać się pod tym obiema rękami :) Emulsja pozostwia skórę świetnie nawilżoną, miękką i przyjemnie gładką. I to nie przez 7 h , a przez cały dzień. W sezonie grzewczym, gdy skóra narażona jest na ciągłe wysuszenie, Neutrogena Malina Nordycka może przynieść prawdziwą ulgę. W moim przypadku wystarczy codzienna aplikacja po kąpieli/prysznicu . 



Dużą zaletą jest również zapach. Nie jest to malina, którą znamy z własnego podwórka. Jest dużo słodsza, ale delikatna, przez co zapach nie jest dominantą, ale pięknym dopełnieniem całości. Poza tym prześliczna woń maliny utrzymuje się na skórze przez kilka godzin, przez co można poczuć się naprawdę wyjątkowo rozpieszczonym. Dzięki temu balsamowanie po kąpieli stało się dla mnie czymś przyjemnym , a nie jedynie zwyą powinnością. Poza tym uwielbiam jak zapach przenika na szlafrok i piżamę ! :)

 


Reklamowe nagonki zwykle działają na mnie (niestety) skutecznie, ale tym razem jestem im wdzięczna i śmiało mogę pozbyć się wyrzutów sumienia. Dlaczego wyrzutów? Produkty tej marki nie należą do najtańszych, dlatego w poszukiwaniach perfekcyjnego i przystępnego cenowo nawilżacza zawsze wybierałam jakieś mniej kosztowne specyfiki. Tym razem juć nie muszę. Znalazłam swój ideał na jesień i zimę... przynajmniej 2012/2013 :) 

Zastanawiam się jeszcze nad kupnem kremu do rąk i do stóp. Testowałyście któryś z produktów z serii Malina Nordycka?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Wasze komentarze :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...