czwartek, 29 listopada 2012

Jak nie ulec pokusie, czyli o bezskutecznych próbach uniknięcia drogerii Rossmann

 


Odkąd dowiedziałam się, że Rossmann organizuje akcję promocyjną -40% na wszystkie kolorówki, nie mogłam powstrzymać się, żeby tam nie pobiec. Ostatnio postanowiłam być bardzo oszczędna, bo niedługo święta, a przecież trzeba pomóc Mikołajowi, potem studenckie połowinki - generalnie jest na co przeznaczać pieniądze. Mimo że Rossmann mam nie po drodze, ale jednak niedaleko, dzielnie się trzymałam aż do czwartku, kedy to żadne racjonalne argumenty do mnie nie trafiały, "no bo jak można ominąć taką okazję ?!". Stworzyłam sobie listę, której miałam sie kurczowo trzymać. O tym, że się nie udało, przeczytacie poniżej :)



 



Na ten róż czaiłam się już od jakiegoś czasu, ale jakoś nigdy nie byłam zdecydowana go kupić. Stosowałam jedynie bronzer i to mi wystarczało do szczęścia. 2 tygodnie temu patrząc w lustro stwierdziłam, że wyglądam niekorzystnie blado i coś trzeba z tym zrobić. Zniżka w Rossmannie spadła mi jak z nieba. Za róż zapłaciłam 14, 99 zł :)




Jak na razie jestem bardzo zadowolona ze swojego zakupu. Róż się łatwo aplikuje, wtapia w skórę, ale jednocześnie ładnie podkreśla "jabłuszka" na policzkach, a cała twarz wygląda zdrowiej i radośniej. 




Kolejnym zniżkowym łupem jest podkład Astor Skin Match odcień Ivory. Zakup kompletnie nieplanowany, jako że posiadam 2 inne podkłady. Ale znajdzie się dla mnie rozgrzeszenie! Jakiś czas temu zaopatrzyłam się w serum z kwasem i potrzebowałam czegoś Anty-UV. Jako że nic takiego nie posiadam, a z kremów nic nie nadaje się pod makijaż, stwierdziłam, że najlepszym wyjściem będzie podkład z SPF. Jesień w tym roku nie daje nam zbyt częstych chwil spędzonych w słońcu, jednakże przezorny zawsze ubezpieczony :)

Z tego zakupu również jestem zadowolona, bo podkład ładnie się nakłada, wtapia w skórę, kryje niedoskonałości i rozszerzone pory. No i cena, 20 zł z 40 (największa radość : "Jestem taka praktyczna i oszczędna"). 

Oczywiście inaczej stać się nie mogło i nie skończyło się na samych produktach zniżkowych (a powinno). Do koszyka wrzuciłam również masło do ciała z Farmony, rękawiczki do zabiegów na dłonie oraz waciki. Jeśli nie zacznę tworzyć księgi przychodów i rozchodów, to niedługo nie starczy nawet na te przysłowiowe killerowskie waciki :) 



 Masło Tutti Frutti rzuciło mi się w oczy, gdy już miałam wychodzić. Zwróciłam uwagę na ładne opakowanie i wielki napis głoszący : masło do ciała karmel & cynamon. Szybko chwyciłam go w dłonie, wrzuciłam do koszyka i ruszyłam do kasy. Dopiero w domu odkryłam, jakie niespodzianki oferuje nam zwykłe masło do ciała :) 




Gdy oglądałam opakowanie w domu, natknęłam się na zabawny składnik tego masła - białe trufle. Według producenta jest to najcenniejszy i najdroższy afrodyzjak znany już od czasów starożytności, znak Wenus. Pobudza zmysły, podnosi atrakcyjność i budzi pożądanie. 

Czy to się sprawdza? Już nie mnie oceniać! Po posmarowaniu czułam się całkiem zwyczajnie, jedynie świadomość ekskluzywności białej trufli dała mi odrobinę uczucia "piękni i bogaci" :)
Masło pachnie obłędnie, dosyć słodko, ładnie się rozprowadza, szybko wchłania. Generalnie na plus. Bardzo przypomina mi Bielendę, którą miałam jakieś 5 lat temu, nazwy nie pamiętam, ale coś z mlekiem i krową :)



Uległyście rossmannowej zniżce? Co kupiłyście?
 Czy również walczycie z drogeryjnym uzależnieniem? :)


wtorek, 27 listopada 2012

Recenzja : Cetaphil Emulsja myjąca

 


Hej dziewczyny!

Dzięki portalowi ofeminin.pl zostałam wytypowana do przetestowania emulsji do mycia marki Cetaphil. Była to dla mnie świetna i idealna czasowo niespodzianka. Projekt denkowania toczy się u mnie pełną parą, właśnie zastanawiałam się, który żel wziąć teraz na celownik a tutaj "dar z Niebios" :) Poza tym tego typu emulsja świetnie łączy się z tematem poruszanym przeze mnie 2 posty temu - -nawilżaniem. Kolejnym sposobem jest właśnie dobór odpowiedniego żelu pod prysznic. Jeśli jesteście ciekawe jak w tej roli sprawdził się Cetaphil, zapraszam do lektury.


 


Emulsja od Cetaphilu jest produktem łagodnym, przeznaczonym przede wszystkim do skóry wrażliwej, uszkodzonej z powodu chorób dermatologicznych oraz po zabiegach dermatologicznych. Rekomendowany jest również przy pielęgnacji dzieci.





Jak widzicie na powyższym zdjęciu, emulsja jest praktycznie bezbarwna, dosyć gęsta, ale lekka. Bardzo ładnie się pieni i jest niewiarygodnie wydajna. Dziewczyny martwiące się obecnością SLS-ów w składach, mogą śmiało sięgnąć po Cetaphil ze względu na obecność tej substancji na samiuteńkim końcu składu. Sama podejmowałam próby odrzucenia produktów z SLS-ami, niestety te bez nich kompletnie mnie rozczarowały swoją nieskutecznością i niewydajnością (np. Alterra). Przy "zwykłych" żelach, obawiałam się uczucia wysuszenia, które towarzyszy mi po każdej kąpieli czy prysznicu, jest bardzo nieprzyjemne i uciążliwe. Na szczęście Cetaphil w ogóle tak nie działa :)





Emulsja jest w zasadzie bezwonna, chociaż jakby mocniej poniuchać, da się wyczuć niewielką nutkę zapachową. W połączeniu z wodą bardzo ładnie się pieni, sprawnie rozprowadza i co najważniejsze naprawdę nawilża skórę i ją świetnie oczyszcza. Uczucie wysuszenia po kąpieli już mi nie grozi, nie muszę wklepywać w siebie tony balsamów, a skóra jest milsza w dotyku, elastyczna i zregenerowana (plus brak jakiejkolwiek tłustości, której nie znoszę). 




Oprócz tego otrzymałam 2 mini próbki: Cetaphil MD Dermoprotektor oraz Cetaphil DA Ultra. Jak na razie ze wszystkich Cetaphilów jestem bardzo zadowolona i wiążę z nimi dłuższą znajomość :)


Jeśli myślicie o przeznaczeniu większej liczby pieniędzy na dobry żel do mycia, borykacie się z problemami skórnymi, nadmiernym wysuszeniem i dyskomfortem, bardzo polecam Wam emulsję Cetaphilu. Ja jestem już przekonana, że na stałe zagości w mojej łazience! 


Miałyście do czynienia z produktami marki Cetaphil? Co o nich sądzicie?


wtorek, 20 listopada 2012

Woda pietruszkowa

 

Witajcie dziewczyny !


Ostatnio częstotliwość  moich postów jest odwrotnie proporcjonalna do tempa pojawiania się obowiązków i innych niespotykanych okoliczności, dlatego z góry przepraszam wszystkie z Was, które czytają moje wypociny, za takie poślizgi. Żeby nie zanudzić Was moimi opowieściami, bo na wstępie mogę mieć tendencje do rozgadania się, pisania nie na temat i od rzeczy, przechodzę zatem do meritum, czyli mojego ostatniego, rewelacyjnego odkrycia. Na wodę pietruszkową natrafiłam na wizażu, poczytałam i oczywiście nie mogłam przejść obojętnie obok nowego, tak kuszącego eksperymentu. 


 



Pietruszka jest źródłem witaminy A, C oraz żelaza.

Wykazuje silne działanie przeciwzmarszczkowe, rozjaśniające skórę, wyrównujące koloryt, nawilżające oraz odświeżające skórę.



 

Przepis

Składniki :

  • pęczek pietruszki (moim zdaniem nawet nie cały)
  • 150 ml przegotowanej, zimnej wody
  • szklana butelka/słoik

Pęczek pietruszki musimy posiekać a następnie wrzucić do słoika lub miseczki. Następnie zalewamy ją zimną wodą i odstawiamy na 12 h.  Po odcedzeniu, tak przygotowaną wodę pietruszkową przelewamy do szklanej butelki lub słoika i przechowujemy w lodówce. Woda zachowuje swoją świeżość przez 10-14 dni.

Stosowanie

Twarz należy przemywać rano i wieczorem. Ze względu na obecność witaminy C, warto również przemywać szyję i dekolt. Wodę traktujemy jako tonik, więc pamiętajmy o dokładnym oczyszczeniu twarzy przed aplikacją. 









Woda pietruszkowa stała się moim wielkim hitem. Możemy nią śmiało zastąpić tonik. Jest łatwa w przygotowaniu, a jej cena polega jedynie na zakupie natki pietruszki :)

Pierwszą rzeczą, którą odnotowałam jest działanie podobne do działania kwasów, z tym że oczywiście znacznie subtelniejsze. Pory stają się mniejsze, wręcz niewidoczne, skóra wygładzona. Po kilku dniach stosowania odnotowałam też rozjaśnianie przebarwień. Skóra po przemyciu staje się gładka, nawilżona, brak jest jakiegokolwiek uczucia ściągnięcia. Dla dziewczyn lubujących się w pięknych zapachach, woń wody pietruszkowej pewnie będzie rozczarowaniem. Jest to po prostu zapach zielska zalanego wodą :)




Jeśli lubicie tego typu eksperymenty lub nie możecie znaleźć produktu kosmetycznego, który będzie Was satysfakcjonował, zachęcam do wypróbowania wody pietruszkowej. A może już próbowałyście?








 P.S. Szykuję dla Was zbiorczy post na temat dekoltów - łaknących informacji, zapraszam do śledzenia bloga :)



czwartek, 15 listopada 2012

3 sposoby na nawilżenie skóry


 
Sezon grzewczy ruszył pełną parą, za oknem zimno i wieje a nasza biedna skóra jest narażona na te wszystkie nieprzyjemności. Pojawia się niemiłe uczucie ściągnięcia, szorstkość czy swędzenie skóry. W taki właśnie sposób nasza skóra daje nam do zrozumienia, że potrzebuje intensywnego nawilżenia. Jak wybrać najleopszy produkt? Zapraszam do lektury :)




 Pewnie każda z Was wie, że przy nawilżaniu skóry odpowiedni balsam to podstawa. Jeśli macie do nich uprzedzenia spowodowane tłustą, lepką warstwą, która wchłania się całe wieki (sama myśl przyprawia mnie o drżenie), możecie być spokojne. Obecnie na półkach mamy tak szeroki wybór, że producenci starając się prześcignąć jeden drugiego, oferują nam coraz to nowe i lepsze rozwiązania. Takie nowatorskie balsamy komponowane są na tej samej zasadzie co kremy nawilżające do twarzy na dzień, a co za tym idzie mają błyskawiczne wchłanianie. 

Zastanawiałyście się kiedyś co powinien właściwie zawierać dobry balsam?

Zadaniem balsamów jest ochrona zewnętrznej warstwy hydrolipidowej naskórka, która zbudowana jest z natłuszczających lipidów, ceramidów i NMF (naturalny czynnik nawilżający). Aby balsam mógł być skuteczny, jego skład musi być podobny do składu naskórka. I tak powinnyśmy zwracać przede wszystkim uwagę na obecność natłuszczających olejków roślinnych, np. z awokado, migdałów, pestek winogron, orzechów makadamia oraz substancji nawilżających, np. glicerynę, kwas hialuronowy czy mocznik. 

Lepiej stosować balsam na suchą czy wilgotną skórę?

Skóra, która jest lekko wilgotna i rozgrzana o wiele lepiej wchłania nawilżające składniki. Balsamy najlepiej jest stosować tuż po kąpieli czy prysznicu, ponieważ przez co najmniej pół godziny po tych zabiegach skóra odbudowuje swoją warstwę tłuszczową naskórka (chociaż niekiedy może to trwać aż do 4 godzin). Jeśli jesteście tak zapominalskie jak ja, najlepiej balsam postawić na wannie. Wtedy zawsze po kąpieli/prysznicu znajduje się w zasięgu wzroku :) Pamiętajmy też o tym, że na łokciach, kolanach i stopach brak jest gruczołów łojowych, więc te partie ciała należy posmarować nieco grubiej.

 Jeśli jesteś posiadaczką skóry odwodnionej i wrażliwej ...

Taka skóra jest słabo natłuszczona, a co za tym idzie chropowata, cienka i szorstka, a jej pielęgnacja wymaga balsamów silnie nawilżających i hipoalergicznych. W swoim składzie powinny zawierać mocznik, kwas mlekowy, glicerynę i substancje zawierające NMF. Tego typu produkty znaleźć możemy przede wszystkim w aptekach, chociaż z marek typowo drogeryjnych Neutrogena również dobrze się sprawdzi. 

1 Lirene, ok. 12/17 zł; 2 Garnier, ok. 17,50 zł; 3 Pat&Rub, ok. 59 zł; 4 AA, ok. 12,50 zł; 5 Nivea, ok. 16 zł






Suche olejki są na tyle genialne, że nie pozostawiają na skórze tłustej warstwy a potrafią bardzo dogłębnie nawilżyć. Stworzone są dla tych z Was, które nienawidzą uczucia, jakie towarzyszy nakładaniu balsamu czy emulsji. W związku z ich cudownym działaniem nie należą do najtańszych. Pocieszeniem jest jednak to, że w zasadzie nie stosujemy ich w dużych ilościach przez co są niezwykle wydajne. 

Co szczególnego możemy odnaleźć w suchych olejkach?

Przede wszystkim naturalne, tłoczone na zimno olejki, które skomponowane razem tworzą niezwykłą skarbnicę supernawilżających substancji. W dostępnych na rynku produktach znaleźć możemy przykładowo : olejek makadamia, arganowy, ze słodkich migdałów, z ogórecznikiem lekarskim. Takie olejki posiadają duże ilości kwasów tłuszczowych, które przypominają swoim składem sebum skóry. Co więcej w suchych olejkach znaleźć możemy bogactwo witamin (np. A,B,E) , fosfolipidy oraz ujędrniające kwasy typu linolowy. 

Jak stosować suchy olejek?

Tak samo jak balsam - po kąpieli/prysznicu, gdy skóra jest lekko wilgotna. Wystarczy lekko wstrząsnąć, aby wszystkie substancje się zmieszały, lekko spryskać skórę i voila! Super opcja, dla tych którzy cierpią na brak czasu :)

Do czego jeszcze można zastosować suchy olejek?

Do włosów, aby nadać im połysk i miękkość. Do twarzy, jeśli chcemy ją nawilżyć i rozjaśnić. Do paznokci i skórek, aby wszystko wyglądało tak jak trzeba, czyli pięknie i zdrowo. Słowem - do wszystkiego :) 
   



1. Sanflore, ok.68 zł, 2. Nuxe, ok. 70zł , 3. The Body Shop, ok. 40zł, 4. Rene Furter Paris, 130 (do włosów), 5. Carita Paris, ok. 250 zł

Nuxe śni mi się po nocach ...


 Musy są świetną alternatywą dla dziewczyn, które mają skórę wrażliwą i bardziej tłustą. Nie zawierają alergenów i są wyjątkowo nietłuste, przy czym wciąż świetnie nawilżają. Ich ogromną zaletą jest również zapach - najczęściej intensywnie, smakowicie owocowy (love). W swoim składzie zawierają szereg nawilżających substancji w tym np. sławetne masło shea innym znane jako karite, glicerynę, wyciągi, odżywcze witaminy i inne tego typu bajery ;) 

Gdy jesteś posiadaczką skóry tłustej ...

Mus sprawdzi się idealnie. Polecam go przede wszystkim dziewczynom borykającym się z problemem tłustej skóry z tendencją do wyprysków na plecach i dekolcie. Wtedy najlepiej szukać produktu o przedłużonym działaniu.

Przy skórze wrażliwej należy uważać, bo w niektórych produktach substancje zapachowe mogą uczulać.

Jeśli szukamy błyskawicznej ulgi dla łokci, kolan oraz stóp śmiało sięgnijmy po musy. Szybko się wchłoną i zadziałają jak nawilżająca, odżywcza maseczka. 


1 Garner, ok. 12 zł; 2 Norel, ok.30 zł; 3 Fatmona, ok. 13 zł; 4 Ava, ok. 17 zł




Mam nadzieję, że powyższe informacje chociaż trochę Wam pomogły :) Który typ nawilżaczy lubicie najbardziej? Macie swoje KWC w tej dziedzinie?

poniedziałek, 12 listopada 2012

Fakty i mity o włosach - część 1



 

Witajcie! 

Jeśli chodzi o pielęgnację włosów, często towarzyszą nam pewne mity, które utarły się w praktyce i które stosujemy bez głębszego zastanawiania się nad nimi. Wszystko to trwa do czasu, gdy na chwilę się zatrzymamy i pomyślimy : co ja właściwie robię? I czy tak powinno być? Pewne zwyczaje przekazywane są z pokolenia na pokolenie, krążą między koleżankami, klientkami salonów a czasem nawet samymi fryzjerkami. Dziś przedstawię Wam 5 podstawowych prawd i mitów o włosach, na temat których wypowiedziała się sama Jaga Hupało. 





Przyjęło się, że suszarka to zło wcielone i bardzo szkodzi włosom. Jak jest naprawdę? Nic bardziej błędnego! Jeśli pójdziemy spać z mokrymi włosami narazimy je na większe zniszczenia niż gdybyśmy je uprzednio wysuszyły. Dobrze użyta suszarka, w której można regulować temperaturę nawiewu może pomóc włosom. Strumień gorącego powietrza przyspiesza zamykanie łuski włosa. Dzięki temu włosy stają się lśniące, gładkie oraz bardziej odporne na działanie szkodliwych środowiskowych zanieczyszczeń. Jeśli decydujemy się na suszenie , róbmy to dokładnie. Suszmy jeszcze przez 2 minuty od czasu, w którym stwierdzimy, że włosy są suche. Pamiętajmy też o dokładnym wysuszeniu samej skóry głowy. Inaczej się uwrażliwia. Jeśli połączymy suszenie z odpowiednimi kosmetykami termoochronnymi, możemy zaoszczędzić czas, ułożyć pięknie fryzurę i zatroszczyć się o włosy :) 






Prawdą jest jedynie to, że podcinanie końcówek włosów dobrze wpływa na ich urodę. Jeśli jesteście posiadaczkami długich i zdrowych włosów, możecie śmiało podcinać końce co trzy miesiące. To absolutnie wystarcza. Jeśli natomiast posiadacie włosy przesuszone, końce należy podcinać częściej, bo sprawiają, że cała fryzura staje się niesforna.  Jeśli z kolei jesteście posiadaczkami krótkich włosów, podcinanie wchodzi w grę nawet co 2-3 tygodnie! Taki zabieg nie przyspiesza wzrostu włosów, ale pozwala na lepsze uformowanie fryzury i zdrowszy wygląd włosa. O podcinaniu końców pisałam również tu .




 

Prawdą jest, że woda może zastąpić dobre serum nabłyszczające. Stosowanie zimnej wody po zabiegach pielęgnacyjnych przyspiesza zamykanie się łuski włosa, co przekłada się na ich blask. Nie oznacza to jednak, że powinnyśmy na siebie lać lodowatą wodę niczym na Śmigusa-Dyngusa :) Najlepsza dla włosów jest po prostu temperatura ciała, więc płukanie nieco zimniejszą wodą zostawmy sobie na ostatnie, krótkie płukanie. Wymarzony blask można osiągnąć płucząc włosy najpierw ciepłą a potem letnią wodą, aż do momentu, gdy zaczną skrzypieć pod palcami. 






Ostatnio w blogosferze zrobił się wielki bum na szampony dla dzieci. Nie mają w sobie SLS i SLES w takiej ilości, jaką możemy spotkać w szamponach "dla dorosłych", czyli są delikatniejsze a jednocześnie dobrze myją. Jeżeli nie mamy większych problemów ze skórą możemy po nie śmiało sięgać. Pamiętajmy jednakże, że nasza gospodarka hormonalna, a co za tym idzie i skóra, zmienia się z wiekiem. Skóra niemowląt jest bardziej tłusta niż skóra dorosłego człowieka, stąd szampony dla dzieci mają zwykle właściwości odtłuszczające. Jeśli cierpimy na problem suchej skóry głowy, taki szampon może nam nasilić problem. Dodatkowo może to spowodować zwiększenie pracy gruczołów łojowych na głowie (skóra tak jak na twarzy chroni się przed wysuszeniem) i wzmożone wydzielanie sebum. Efekt? Sucha skóra głowy i szybciej przetłuszczające się włosy.






Włosy przetłuszczające się myjemy wtedy, kiedy tego potrzebują. Pamiętajmy o prawidłowym doborze szamponu i nie wcierajmy go agresywnie w głowę. To że mocniej potrzemy naprawdę nic nie da , a może pobudzić pracę gruczołów łojowych. Bardzo fajne jest dla takich włosów ostatnie płukanie chłodną wodą. Jeśli nakładamy odżywkę to tylko na same końce.


Mam nadzieję, że te wskazówki nieco Wam pomogły :) Pozdrawiam!








piątek, 9 listopada 2012

Analiza typu cery + Liebster Blog


Hej dziewczyny!

Dziś chciałabym Wam pokazać świetną stronę, na którą natrafiłam jakiś czas temu i która dotyczy naszego typu cery. Jeśli jesteście posiadaczkami normalnej czy suchej skóry to Wam zazdroszczę. Pomyślicie - ale dlaczego? Przede wszystkim, dlatego, że wiecie jaki typ cery posiadacie i macie możliwość idealnie dopasować produkty do pielęgnacji. U mnie oczywiście wszystko poprzewracane jest do góry nogami :)

Od niepamiętnych czasów borykałam się z problemami skórnymi, dlatego zawsze z góry zakładałam, że jestem posiadaczką cery tłustej. Korzystałam z masy preparatów, które bardzo wysuszyły mi skórę i w zasadzie nie rozwiązały problemów. Zaczęłam wtedy wprowadzać do codziennej pielęgnacji kosmetyki dla skóry wrażliwej, które miały za zadanie ją nieco ukoić. Początkowa reakcja nie była za fajna - skóra bardzo się przetłuszczała, ciągle błyszczała, ale wszystko minęło. Niestety niedoskonałości wciąż się utrzymywały. Zaczęłam się zastanawiać czy nie jestem posiadaczką cery mieszanej, jednakże ani opis typowej cery mieszanej ani tłustej nijak się miał do tego, co działo się z moją cerą.

                                                         Wszystko aż do czasu, gdy trafiłam na :
                                                   http://organeo.pl/Test-Dosha-clinks-pol-35.html

 

Jeśli włączycie stronę, na pewno zdziwi Was zestaw pytań :) Otóż co wspólnego ma natura umysłu, preferowany klimat czy apetyt do wyglądu skóry? Cały test opiera się na Ajurwedzie, czyli systemie indyjskiej medycyny. Według teorii trzech dosz  ciało powstaje z pięciu żywiołów, a u podstaw jego rozwoju leżą trzy bioenergie: wata (na którą składają się elementy wiatr i eter), pitta (ogień), kapha (ziemia i woda). Bioenergia wata związana jest z ruchem, bioenergia pitta to „metaboliczna siła oddziaływania”, zaś bioenergia kapha to „regenerująca i podtrzymująca siła". W związku z tym wygląd naszej skóry wskazuje na fizyczno-umysłową konstytucję ciała i stąd zawsze wynika ten ciekawy zestaw pytań :)

Jeśli zdecydujecie się na test, podzielcie się wynikami. Jestem bardzo ciekawa :)

Kolejnym tematem jest wyróżnienie jakie otrzymałam od Joanny (jeszcze raz dziękuję!) a mianowicie Liebster Blog. Bardzo chętnie dołączam do zabawy.

 1.Twoje hobby?
 fotografia, gotowanie i to, co odkryłam ostatnio - własnoręczna produkcja kosmetyków
2.Blog prowadzisz ponieważ...
muszę opowiadać komuś o swojej miłości do kosmetyków :)  
3.Masz dzieci/męża?
Nie
4.Twój faworyt w kosmetykach to?
Trudne pytanie, chyba nie takiego, który zajmuje pierwsze miejsce. 
Jeśli takowy odnajdę, na pewno o nim napiszę :)
5.Ulubione danie?
Kurczak w sosie słodko-kwaśnym, z brzoskwinią i wiórkami kokosowymi. 
Palce lizać!
6.Lody czy paluszki?
Oczywiście, że lody :)
7.Wolisz szpilki czy adidasy?
Szpilki, ale tylko gdy są wygodne
8.Spódniczka czy dżinsy?
Spódniczka. Jestem wielbicielką klasycznego kobiecego stylu.
9.Co zmieniłabyś w moim blogu?
Archwium bloga przesunęłabym wyżej, żeby szybciej można było znaleźć to, 
co nas interesuje :) 
10.Twoja złota myśl?
Nie wiem czy złota, ale zawsze mi towarzyszy : I will.
Jako motywacja na każdy dzień.  
11.ulubiony kolor?
ciemna zieleń

Kogo taguję?

Przyznam, że miałam trudności ze znalezieniem blogów z małą liczbą obserwatorów, ale te 2 bardzo mnie zainteresowały.
:)

I pytania do dziewczyn :
1. mała czarna czy mała biała?
2. Twój wymarzony kosmetyk?
3. ulubiona pora roku?
4. ulubiona marka kosmetyków?
5. wielkie torby czy małe puzdereczka?
6. ulubione słodkości?
7. książka czy film?
8. jakiej muzyki słuchasz?
9. ulubiona perfuma?
10. zakupy internetowe czy zakupy w centrach handlowych?
11. i... jak mija dzień? :)

 ,,Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę" Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

 

wtorek, 6 listopada 2012

Perfekcyjna maska na włosy


Hej dziewczyny!

Dziś chciałabym się z Wami podzielić moim nowym, cudownym odkryciem kosmetycznym. Mowa tu o masce do włosów firmy Rene Furterer, która już od pierwszego użycia bezwzględnie zdobyła moje serce. Swoją małą wersję maski dostałam w październikowym Glossyboxie. Na samym początku, jak przy każdym produkcie, zwróciłam uwagę na skład i obietnice producenta, aby później skonfrontować to z rzeczywistością.




Maska KARITÉ przeznaczona jest do intensywnej pielęgnacji. Według producenta dogłębnie regeneruje zniszczone włosy na całej długości. To, co ucieszyło mnie najbardziej to obecność masła Karité w składzie. Oprócz tego dzięki patentowi Cimentrio i składników upiększających zawierających pektyny pigwy, mocno odżywione włosy mają natychmiast odzyskać miękkość i blask. Suche włókno włosa zostaje odbudowane i chronione przed utratą jedwabistości i połysku. Zregenerowane włosy łatwo się rozczesują.

I co najważniejsze : maska zawiera 100% naturalnych składników i certyfikat ECOCERT. Możemy więc być pewne, że żadne chemiczne wynalazki, nie znajdą się na naszych włosach.

Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłam uwagę jest oczywiście zapach. Jako wielka miłośniczka wszystkiego co pięknie pachnie od razu polubiłam maskę od Rene. Nuta zapachowa nasycona esencją kwiatu pomarańczy pachnie nie tylko w tubce, ale również utrzymuje się na włosach. Dzięki temu cały zabieg nabiera miłego, relaksacyjnego charakteru.

Rzeczą, która mnie zaskoczyła była barwa i konsystencja maski. Do tej pory spotykałam się z białymi, śliskimi emulsjami, które łatwo rozprowadzały się na włosach. Musiałam mieć ciekawy wyraz twarzy, gdy moim oczom ukazała się intensywnie żółta maska ! Co więcej, była dosyć gęsta i trudno rozprowadzała się po włosach. Plusem było jednak to, że w przeciwiństwie do większości innych masek, nie spływała z mokrych włosów. Podsumowując więc, gęstość działa tutaj bardziej na korzyść niż niekorzyść.



Teraz o tym co mnie urzekło najbardziej, czyli o samym działaniu maski. Włosy po wyschnięciu, stały się gładkie, miękkie, sypkie i lśniące jak z reklamy telewizyjnej! Jesienią i zimą z braku słońca, nawet farbowany blond ciemnieje, co ostatnio przyprawiało mnie o ból serca. Po zastosowaniu maski, włosy odzyskały swój dawny, promienny blond refleks.

Ważną zaletą jest również czas utrzymywania się efektów działania maski. Większość masek działa od mycia do mycia, co w przypadku codziennego mycia głowy, stanowiło problem. Dzięki obecności masła shea efekt wygładzenia i nawilżenia utrzymuje się przez kilka dni. Producent zaleca stosowanie produktu 2 razy w tygodniu, co według mnie jest bardzo dobrym rozwiązaniem.



Podsumowując, mogę polecić Wam maskę od Rene Furterer z całego serca. Pełnowymiarowa wersja marzy mi się po dniach i nocach, ale niestety cena nie pozwala mi jak na razie na taki zakup. Za 200 ml tego cudeńka należy zapłacić ok. 153 zł. Jeśli więc chcecie zainwestować w dobry produkt do włosów śmiało sięgnijcie po Maskę Karite. 


Przyznam szczerze, że z tą marką mam do czynienia po raz pierwszy. Testowałyście jakiś z ich produktów? A może używałyście tej maski?

 

sobota, 3 listopada 2012

Dawno, dawno temu... czyli słowo o kremie Nivea




Dawno, dawno temu, bo na początku XX wieku Isaac Lifschütz, pracując w swojej pracowni chemicznej, odkrył nową, ciekawą substancję, której nadał nazwę eucerit. Ten niepozorny emulgator potrafił świetnie wiązać wodę i tłuszcz w stabilny krem. Początkowo stosowany jedynie w medycynie, trafił pod baczne oko urodzonego w Gliwicach farmaceuty i człowieka obdarzonego tak zwaną smykałką do interesów dr. Oscara Troplowitza. Pośrednikiem między Lifschützem a Troplowitzem okazał się dermatolog prof. Paul Gerson Unna, który uświadomił tego ostatniego, że taka emulsja typu woda w oleju stanowiłaby świetną bazę dla kosmetycznego kremu pielęgnacyjnego. Gdy panowie doszli do porozumienia w tej materii, pozostało wybrać jeszcze nazwę. Dr. Troplowitz nie szukał daleko, znalazł ją bowiem w samym śnieżnobiałym kremie. Połączył łacińskie słówka nix (śnieg) i nivis (średni) otrzymując nazwę najpopularniejszego kremu na świecie.
 Zgadniecie o kim mowa? :) 

www.tesa.de
Obecnie nie ma domu, w którym nie ma bądź też nie było małego niebieskiego okrągłego pudełeczka z napisem Nivea Creme. Już od 1911, a więc od ponad stu lat, stanowi podstawę pielęgnacji pokoleń i stał się wręcz kosmetykiem kultowym. Ciekawostką jest to, że wraz z upływem lat zmieniał się jego design. 

 

 


 Tak wyglądało jedno z pierwszych opakowań. Moim zdaniem bardzo urocze i jeśli miałabym wybierać, to zdecydowanie wolałabym, aby powróciło! 

Od dłuższego czasu Nivea Creme budził moje zainteresowanie. W czasach dzieciństwa towarzyszył mi na każdym kroku, aby potem ustąpić miejsca tym "lepszym". Być może to tęsknota za dawnymi czasami oraz obrazy wspomnień po poczuciu tego charakterystycznego zapachu znów rzuciły mnie w jego ramiona. Tym razem natura badacza postanowiła zagłębić się w przeróżne zastosowania kremu, o których opowiem Wam niżej.



 

 




 Mój krem Nivea znajduje zastosowanie w pielęgnacji dłoni, stóp , ust i włosów. W sezonie grzewczym potrafi przynieść prawdziwą ulgę popękanym ustom i wysuszonej skórze. Zwykle nakładam go na noc, a rano budzę się ze zregenerowanym naskórkiem :)


Na koniec ciekawostka i kilka plakatów Nivea Creme  




  


 


 


Obliczono, że gdyby wszystkie sprzedawane pudełka kremu Nivea ustawić jedno na drugim, taka kolumna trzykrotnie sięgnęłaby Księżyca. A jeśliby się ją położyło, mogłaby owinąć równik aż 26 razy!




 Kream Nivea, chociaż jest kultowy, posiada tyle samo zwolenników co przeciwników. Nie da się obok niego przejść obojętnie - albo się go kocha albo nienawidzi :)
A do której grupy Wy się zaliczacie?

 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...