Nie było mnie tutaj ho ho i jeszcze dłużej. Cierpiałam na notoryczny brak czasu, a wolne chwile w liczbie przeraźliwie niskiej uciekały przez palce w zastraszającym tempie. Dużo się działo, ale tymczasem wracam z nowymi postami, recenzjami, peanami i lamentami do swoich małych, kosmetycznych nałogów :)
Bohaterem dzisiejszego wpisu jest kuracja nawilżająca od Marion, którą dorwałam już w okresie świątecznym, aby upchać ją w szafce i totalnie o niej zapomnieć ! Moje włosy nie potrafią się zdecydować na to, czy chcą być przetłuszczające się czy suche, więc na przekór dla mnie, wybrały obie wersje. Przesuszone włosy blond nie wyglądają za fajnie, przypominają po prostu stóg siana na głowie podczas gdy powinny być sypkie, gładkie i błyszczące. Nie spodziewałam sie po Marion rewelacji, ale myślałam, że chociaż trochę włosom pomogę. Efekt? Cóż, zadziwiający.
Opakowanie zawiera w sobie 5 ampułek z jasnozielonym płynem o dosyć słodkim zapachu. Przeznaczone są do włosów suchych, szorstkich i sztywnych, które są matowe i utraciły swój blask. Cała kuracja trwa 14 dni, a sam skład jest dosyć ciekawy : complex-4 oxygenating, ceramidy, kreatyna, naturalna betaina i ekstrakty roślinne : z kiełków sojowych, pszenicznych, z liści winorośli winnej. Amupłki z powodzeniem można stosować również do włosów przetłuszczających się. Cena bardzo przystępna, bo jedynie ok. 8 zł.
Wszystko wydaje się całkiem ciekawe i zachęcające, chociażby do samego wypróbowania. Tak też uczyniłam i niestety się zawiodłam. Ampułkę rozprowadza się na umyte i wilgotne włosy, które powinny schnąć. Właśnie - powinny. Ku memu zaskoczeniu włosy wyschnąć nie chciały. Nawet jeśli wyglądały na w miarę suche wciąż, gdy się ich dotykało, czuć było nie nawilżenie, ale po prostu nawodnienie. W dodatku włosy marnie wisiały, totalnie bez życia i żadnego wigoru z ich strony. Generalnie po użyciu czułam się jak zmokła kura.
Mimo wszystko postanowiłam dać Marionowi jeszcze jedną szansę - latem. Zimą na wyjścia z mokrawą głową pozwolić sobie nie mogę, ale latem jak najbardziej. Przyznam szczerze, że taki efekt działania ampułek zbił mnie z pantałyku, bo w swoim życiu nie spotkałam się jeszcze z pozornie suchym włosem, który w zasadzie wciąż był mokry i nie chciał wyschnąć :)
Wyglądają jak samolociki :):)
OdpowiedzUsuńJestem ich ciekawa, spotykam się z różnymi opiniami na ich temat a sama lubię kosmetyki Marion'a :)
Myślę, że powinnaś wypróbować ! :)
UsuńLiczyłam na lepszy efekt ...
OdpowiedzUsuńJa też :)
Usuńprzypuszczam, że masz włosy podobne do moich - przetłuszczające się u nasady i suche na końcach, widziałam te ampułki i myślę, że dobrze zrobiłam nie kupując ich. czuję, że efekt byłby podobny i niezbyt zadowalający
OdpowiedzUsuńDokładnie takie mam włosy!
UsuńZastanawiałam się nad zakupem tych, które są bardzo atrakcyjne cenowo, a lorealem powercell. Po Twojej recenzji chyba nie zostaje nic innego jak szarpnąć się i zamówić kilka droższych ampułek..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i serdecznie zapraszam do siebie, dopiero zaczynam:
http://beautyandmac.blogspot.com/
Również zastanawiam się nad droższymi, w szczególności Kerastase. Efekt po nich jest rewelacyjny.
Usuńnie znam tych ampułek i w takie ampułkowe cuda nie wierzę :) wolę oleje, maski i odżywki. mam włosy skłonne do przetłuszczania przy skórze, normalne na długości i suche tak 5-6cm na końcach... także pełna karuzela :) ale coraz lepiej na moje włosy wpływa mycie metodą odżywka na długość-szampon na skalp-płukanie i maska na całość. dzięki temu oczyszczam skórę, ale nie przesuszam włosów. próbowałaś kiedyś? no i oleje przed myciem plus jantar na skalp po myciu. nie zawsze, ale staram się w miarę regularnie.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, A
Próbowałam OMO, ale miałam po nim dosyć obciążone włosy - zapewne przez zły dobór kosmetyków. Wielkie nadzieje pokładałam w olejku kokosowym, ale nie widzę, żadnych rezultatów.
UsuńMarion ciągle zaskakuje, ale nie lubię kosmetyków w takiej formie, jestem zbyt leniwa na ampułki
OdpowiedzUsuń