
W mojej blogowej przestrzeni rzadko recenzuję produkty, które się u mnie nie sprawdziły. Dlaczego? Bo albo nie jestem jedyna i wiem, że nie chcecie setny raz czytać o tym samym, albo wiem, że produkt ma szansę sprawdzić się u innych a moja negatywna recenzja niczego nie zmieni. Zdaję sobie sprawę z tego, że zapewne znajduję się w nielicznym odsetku osób niezadowolonych z kultowej już pasty Ziaja liście manuka. I już na początku chciałabym zaznaczyć, że nie do końca jest tak, że jestem niezadowolona z jej działania ... Po prostu nieszczęśliwie zdarzyło się, że pasta, która służy zapewne wszystkim, mi zrobiła krzywdę. Ale żeby tradycji stało się za dość, zaczynamy od opisu producenta !

Głęboko oczyszczający, spłukiwany produkt w formie pasty. Skutecznie redukuje niedoskonałości skóry. Przywraca skórze naturalną równowagę i świeżość.
Substancje czynne głęboko oczyszczające:
- ekstrakt z liści Manuka o działaniu antybakteryjnym,
- ściągająco-normalizująca zielona glinka,
- aktywna baza myjąca.
Czysta i świeża skóra:
- odblokowuje pory skóry z nadmiaru sebum,
- ma delikatne właściwości ściągające i złuszczające,
- zapobiega powstawaniu zaskórników,
- przeciwdziała tworzeniu nowych niedoskonałości skóry,
- przygotowuje skórę do zabiegów pielęgnacyjnych.


Aqua (Water), Hydrated Silica, Glycerin, Polyethylene, Sodium Laurenth Sulfate, Titanium Dioxide, Cellulose Gum, Panthenol, Illite, Propylene Glycol, Leptospermum Scoparium Leaf Extract, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Diazolidinyl Urea, Methylparaben, Propylparaben, Parfum (Fragrance), Benzyl Salicylate, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool.


Pasta zamknięta jest w miękkiej tubce o pojemności 75 ml. Jej konsystencja bardzo mnie zaskoczyła, bo szczerze mówiąc spodziewałam się czegoś bardziej spektakularnego. Konsystencja bardzo przypomina mi produkty antytrądzikowe Garniera, które namiętnie stosowałam w wieku nastoletnim - bez większego skutku z resztą. Zdecydowanie nie przypomina pasty, a widoczne w niej niebieskie drobinki są bardzo ostre. Słowem - mocny z niej zdzierak. Całość zamyka bardzo przyjemny i delikatny zapach.
Moim głównym celem było pozbycie się zaskórników z nosa. Mam na ich punkcie fioła, chcę, żeby zniknęły a one jak na złość sobie nic z tego nie robią. Pomyślałam sobie, że skoro tyle dziewczyn jest oczarowanych działaniem pasty, to na pewno poradzi sobie z moimi zaskórnikami. Tym sposobem za pierwszym razem zaaplikowałam pastę jedynie na nos. Byłam bardzo zaskoczona ostrością drobinek, dlatego starałam się wykonywać masaż najdelikatniej jak umiałam. Efekt? Część zaskórników zniknęła, część stała się mniej widoczna, pory oczyszczone i ściągnięte, a ja bardzo zadowolona. Kolejnym razem postanowiłam zatem rozszerzyć działanie pasty na pozostałe rejony twarzy - w szczególności brodę i czoło. Tak jak poprzednio zauważyłam spore oczyszczenie, ale moja skóra zareagowała okropnym ściągnięciem. Mimo moich starań, aby ją nawilżyć i zregenerować, skóra wciąż była nieziemsko ściągnięta i oczywiście wnet zaczęła produkować nadmiar sebum. W dodatku bardzo przeszkadzała mi ta niesłychana ostrość drobinek.
Kolejnym razem postanowiłam nałożyć pastę na twarz jako maseczkę. Delikatnie rozprowadziłam ją na skórze i pozostawiłam na ok. 7 min, a następnie spłukałam. Ponownie byłam zadowolona z efektów. Do czasu ...
Na pierwszą rzecz zwróciła mi uwagę moja siostra - podkład na mojej twarzy wyglądał inaczej niż zwykle - po prostu bardzo było go widać i w żaden sposób nie mogłam go zaaplikować tak, aby wtopił się w skórę. Znałam ten efekt z kuracji retinoidami - skóra po prostu bardzo chciała pić. Postanowiłam odstawić na pewien czas pastę, postawiłam na nawilżanie i regenerację. Po tygodniu znów skusiłam się na liście manuka. Suche skórki zaczęły pojawiać się jak szalone, ale nie to było najgorsze. Moją skórę pokrył okropny wysyp - wysyp jakiego nie miałam od bardzo, bardzo dawna. Całe czoło pokryte było małymi pryszczykami - niektóre były podskórne, niektóre nie. Na brodzie i skroniach pojawiły się bardzo bolesne krosty, które za nic w świecie nie chciały zejść.
Z opresji uratował mnie hammam, który według mnie oczyszcza 100 razy lepiej niż pasta i w dodatku nie jest tak agresywny. Powoli wracam do normy, ale po pastę już nigdy więcej nie sięgnę.

Tak jak pisałam we wstępie - zdaję sobie sprawę z tego, że jestem w bardzo nielicznej mniejszości, aczkolwiek zetknęłam się na wizażu z kilkoma negatywnymi opiniami. Wiem, że pasta ma rzesze fanek, ale jeśli również zareagowałyście na nią negatywnie, dajcie znać.
A jak u Was spisała się pasta?