
Dawno nie było nic z kolorówki, więc dziś chciałabym Wam pokazać mój ulubiony róż - słodki i delikatny Inglot nr 72. Jest to pierwszy tak różowy róż w mojej kolekcji, zwykle wybierałam odcienie bardziej ciepłe i brzoskwiniowe. Nieco obawiałam się efektu Barbie, ale zdecydowanie niepotrzebnie ! Zakochałam się w nim od pierwszego użycia :)

Wyprodukowany z najdoskonalszych surowców nowej generacji, które dają mu niezwykłą miękkość i delikatność oraz wspaniałą aplikację.



Inglot Nr 72 jest świetnym różem dla bladolicych. Od pierwszego użycia pokochałam jego lekko satynowe wykończenie oraz ten subtelny rumieniec. Bardzo uroczy !
Róż jest drobno zmielony, matowy. Bardzo ładnie oraz równomiernie nakłada się na pędzel, nie sypie się, świetnie rozprowadza się na twarzy. Według mnie nie sposób jest zrobić sobie nim krzywdę z tego względu, że jest bardzo delikatny. Jego subtelny odcień starałam się pokazać Wam na swatchu poniżej. Wydaje mi się, że co nieco widać, ale być może tylko ja go widzę :) Na twarzy efekt jest bardzo ładny, lekko słodko-różowy, naturalny.
Jeśli chodzi o jego trwałość, to jest całkiem przyzwoita, chociaż jeśli zależy nam na wielogodzinnym efekcie, to niestety konieczne są poprawki. Róż stopniowo znika z twarzy, więc nie grozi nam ten nieestetyczny efekt, który potrafią czasem zaserwować róże w ciągu dnia. Oprócz tego nie zatyka porów oraz nie podrażnia skóry. Jest naprawdę ultradelikatny :)


Inglot 72 jest moim ulubieńcem. Według mnie będzie świetnym wykończeniem makijażu na wiosnę. Sprawia, że skóra jest lekko rumiana, pełna życia i nieprzerysowana. Cena : ok. 19 zł.

Dodaję zdjęcie, niestety wykonane telefonem (mam nadzieję, że coś widać :) )
Jakie są Wasze ulubione róże?
Wolicie bardziej słodkie czy brzoskwiniowe odcienie?