Kolejny miesiąc za nami. Czy tylko mnie maj minął tak potwornie szybko? W większości zajęta byłam przygotowaniami do obrony, od 22 maja jestem panią magister :) Pogoda niestety nie była najlepsza, ale mimo wszystko rozkwitające drzewa i zapach rzepaku naprawdę umiliły mi ten czas. Jeśli chodzi o zużycia kosmetyczne, to nazbierałam kilka egzemplarzy, aczkolwiek wciąż w moich szufladach zalega kilka produktów, które chciałabym już skończyć. Mam ochotę na kilka nowości, ale obiecałam sobie, że muszę najpierw zużyć to, co już mam. Muszę przyznać, że tworzenie tego typu postów sprawia mi wiele przyjemności - fajnie jest zobaczyć, że rzeczywiście zużywam to, co kupiłam, a ponadto mam wrażenie, że moje kosmetyczne potrzeby stają się coraz bardziej uporządkowane, a co za tym idzie zakupy stają się bardziej świadome.
Moją denkową opowieść chciałabym rozpocząć od produktów do włosów, których w maju zużyłam najwięcej. Olejek łopianowy z czerwoną papryką jest moim ulubionym olejkiem do włosów z GP. Najczęściej stosowałam go w połączeniu z olejkiem kokosowym albo Babydrem fur mama. Mimo że nie wpłynął na porost włosów, zaskoczył mnie tym, że nawet stosowany solo zawsze daje jakiś rezultat (co niestety nie zawsze się zdarza przy stosowaniu olejków). Jeśli macie ochotę poczytać więcej o olejkach z GP to zapraszam tu.
Szampony z Barwy towarzyszą mi już od 2 lat. Miałam okazję przetestować już kilka wersji. Tak jak pozostałe również wersja lniana ma prosty, nieprzekombinowany skład, a co najważniejsze bardzo skutecznie oczyszcza włosy. Mam wrażenie, że szampon miał bardziej śliską konsystencję niż pozostałe wersje, bardzo ładnie pachniał i miał piękną, niebieską barwę :)
Szamponów Batiste chyba nie muszę nikomu przedstawiać :) Stały się moim must-have i niejednokrotnie ratowały mnie w podbramkowej sytuacji, gdy nagle musiałam zacząć wyglądać jak człowiek. Mimo wszystko moja przygoda z suchymi szamponami nie rozpoczęła się najlepiej! Pierwszym tego typu produktem był Syoss, który potwornie śmierdział, a co gorsze pod wpływem słońca robił z moich włosów tłusty lep. W przypadku szamponów Batiste nic takiego nie zachodzi, dają one natychmiastowe odświeżenie i bądźmy szczere - mają boskie szaty graficzne.
Alterra, Nawilżająca odżywka do włosów była produktem kupionym w afekcie. Moje włosy były w bardzo, bardzo złym stanie. Przesuszone, puszące się na końcach. Czułam się jak chodzący chochoł. Niestety w przypływie żalu i goryczy zapomniałam, że już ją stosowałam i efekty nie były powalające. Ani odżywka ani maska nie sprawdzają się na moich włosach najlepiej najprawdopodobniej dlatego, że nie lubią się one zbytnio z humekantami.
Ziaja, Liście zielonej oliwki to mój hit w dziedzinie demakijażu oczu. W związku z tym, że poświęciłam temu płynowi osobny post (klik), nie będę się w tym miejscu zbytnio rozpisywać. Produkt jest tani (7zł), skuteczny, zmywa nawet wodoodporny makijaż. Nie znalazłam jeszcze nic lepszego, a trochę już tego miałam.
Kolejny produkt, który zagościł na stałe w moim kanonie pielęgnacyjnym. Woda termalna Uriage daje mi to wspaniałe uczucie ukojenia oraz odświeżenia skóry. Stosowałam ją w ciągu dnia dla odświeżenia, po maseczkach, aby uspokoić skórę. Bardzo fajnie sprawdzała się również do zraszania twarzy pokrytej glinką. Jest o tyle wygodna, że nie trzeba jej ścierać tak jak innych wód termalnych :) Woda termalana to nie tylko bogactwo minerałów, ale również cudowny lek dla skóry. Bardzo przydatna w okresie letnim. Jeśli macie ochotę poczytać o niej więcej, zapraszam tu.
W maju udało mi sie zużyć również dwa peeligi Lirene. Pierwszy z nich to peeling gruboziarnisty do ciała, który ściera naskórek skutecznie, ale dosyć delikatnie. Nie pozostawia na skórze tłustej warstewki ani nie powoduje zaczerwienienia w związku z czym można go śmiało stosować tuż przed wyjściem. Pozostawia skórę gładką i zrelaksowaną. Jeśli chcecie poczytać o nim więcej, zapraszam tu.
Do peelingu enzymatycznego z Lirene wracam naprawdę często. Bardzo lubię jego lekkie, ale naprawdę skuteczne działanie. Mam wrażenie, że na mojej skórze spisuje się lepiej niż peeling enzymatyczny z Organique, który najprawdopodobniej jest zbyt silny. Najczęściej stosuję go raz w tygodniu, wspomagając się również ściereczką muślinową z The Body Shop. Zdecydowanie muszę nabyć w końcu pełnowymiarowe opakowanie.
Ostatnim majowym zużyciem jest woda toaletowa Oriflame, Lovely Garden. Jest to bardzo przyjemne dla nosa połączenie rabarbaru z "soczystymi zielonymi nutami i akordami ciepłego mleka". Całość zamyka waniliowa orchidea. Zapach zdecydowanie trafił w moje gusta. Subtelnie słodkawy, ale przełamany kwaskowatą nutą, nienachalny i lekki. W związku z tym, że jestem osobą niezwykle wrażliwą na zapachy i bardzo często reaguję bólem głowy, brzucha czy nudnościami, jestem przeszczęśliwa, że Lovely Garden był dla mnie tak łaskawy.
Jestem ciekawa jak wyglądają Wasze majowe zużycia!
Jeśli macie ochotę, zostawiajcie linki w komentarzach.
Mam miniaturkę tej odżywki z Alterry, jak dla mnie bardzo słaba.
OdpowiedzUsuńJa również nie widziałam po niej jakichkolwiek efektów.
Usuńfajne denko..woda termalna jest fajna
OdpowiedzUsuńWoda termalna czasem jest wybawieniem :)
UsuńA ja bardzo lubiłam maskę z Alterry, włosy były po niej sypkie i pięknie pachniały.. lubię też szampon z tej serii. ;)
OdpowiedzUsuńKurcze, a na moich kompletnie się nie sprawdziła :(
UsuńJa dokładnie tej wody termalnej używam też do ujednolicania makijażu. Jest doskonała. :)
OdpowiedzUsuńRównież używałam jej w tym celu - zwłaszcza kiedy miałam suche placki na twarzy, na których mocno osiadał podkład. Po użyciu wody wszystko wyglądało zdecydowanie lepiej.
UsuńTa odzwyka z Altery kiedy ją uzywalam nie zrobiła na mnie wrazenia z reszta kosmetykow nie mialam niestety stycznosci... :( Ogólnie bardzo mi się podoba jak piszesz i wydajesz się być super osobą :D
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam do mnie na fanpage : https://www.facebook.com/maxitan.photography?ref=settings i na bloga : http://maaxitan.blogspot.com/ :D
Kochana, dziękuję bardzo ;*
Usuń