


Nie jestem wielką miłośniczką nawilżania. Często o nim zapominam, balsamy rozkładam w strategicznych miejscach, żeby zawsze pamiętać. I tak nie pamiętam. Mój problem polega na manii zapachów i składów. Kiedy wejdę do drogerii, apteki a nawet supermarketu i zobaczę mazidła owocowe, cynamonowe czy jeszcze inne kusząco smaczne, wyobrażam sobie piękny zapach i ładuję do koszyka. Wszelkiego rodzaju etykiety krzyczące o szczególnych właściwościach danego specyfiku również niestety do mnie przemawiają.

Tym trafem stałam się posiadaczką 9 balsamów.

Wszystkie posiadane przeze mnie balsamy widzicie na zdjęciach wyżej ( wliczam też Glossyboxowe z poprzedniego wpisu).
W związku z ich wielką ilością, stwierdziłam, że fajnie będzie jakoś rozplanować ich zużycie. Muszę mieć to na piśmie, żeby być bardziej konsekwentna i nie znajdować wymówek dla kupna nowych balsamów, jeśli macie ochotę na dalsze czytanie, to oto mój plan:
- małe balsamiki od XOXO są prezentem, który dostałam od koleżanki - wprost z USA. Wszystkie mają rozkoszne owocowe zapachy. Myślę, że świetnie będą nadawać się na lato jak również na zimowy kryzys (mam ostatnio wielkie parcie na kosmetyki owocowe, stęskniłam się za tym zapachem)
- masło z Farmony- zdecydowanie zimowy zapach, planuję zużyć je jeszcze tej zimy, chociaż łatwo nie będzie. Jest wielkie i wydajne.
- Balsam z Lirene - mam go od dawna, zużywam, zużywam i zużyć nie mogę. Bardzo fajnie nawilża, jestem w zasadzie blisko wydenkowania. Uda się !
- Balsam z Neutrogeny - prezent od siostry, sama sobie wybierałam. Przyznam szczerze, że po raz kolejny uległam reklamie, ale na Neutrogenie nigdy się nie zawiodłam. Mój najlepszy nawilżacz tej zimy. Do stosowania rano - nie pozostawia żadnej tłustej warstwy , szybko i idealnie się wchłania.
Morał jest taki - nigdy nie powinnam kupować dużych edycji balsamów. Lubię testować nowe produkty a często muszę się użerać z tymi, które jeszcze mam i które nie chcą się skończyć.
Jestem ciekawa jak to wygląda u Was :)